Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Czego Brytyjczycy szukali w Google w dniu referendum

Alexander Kirch / Smarterpix/PantherMedia
Wygląda na to, że Brytyjczycy nie do końca wiedzieli, na co się piszą.
KŻ/Polityka

Brytyjczycy, którym z Unią Europejską nie po drodze, wygrali niewielką, ale znaczącą przewagą 52 do 48 proc. głosów. A zatem Brexit. Wcześniej zaś dymisja Davida Camerona, zawierucha w Europie i niepokój na giełdach. Referendum teoretycznie o niczym jeszcze nie przesądza, ale szanse, że parlamentarzyści postąpią wbrew woli ludu, wydają się niewielkie. Ot, siła demokracji. Bruksela już jest zresztą w gotowości, żeby otworzyć proces rozwodowy.

Brytyjczycy od dekad nie podejmowali tak ważnej, przesądzającej o przyszłości kraju (i kontynentu) decyzji – grzmieli obserwatorzy. Miało podziałać motywująco – i na niektórych podziałało. Ale nie wszyscy, rzecz jasna, poczuli ciężar odpowiedzialności. Trudno zresztą oczekiwać, że przeciętny obywatel będzie nad urną jeszcze ważył racje i bił się z myślami. Może zacznie teraz, post factum?

Łatwo w naszych czasach obnażyć słabość demokracji – wystarczy zajrzeć do Google. Ciekawe frazy wpisywali Brytyjczycy do przeglądarek tuż po zamknięciu lokali wyborczych. Najczęściej pytali: „Co to znaczy, że opuszcza się Unię Europejską?”. Do Wyspiarzy powoli widać dociera, jak wiążącą decyzję właśnie podjęli. Chcą wiedzieć, co ich czeka, jaką cenę zapłacą, co stracą i zyskają. Frazę „co się wydarzy, kiedy wyjdziemy z UE” wpisywano 250 proc. razy częściej niż przed referendum. Zrozumiałe.

Drugie najczęściej zadawane pytanie dziwi nieco bardziej. „Co to jest UE?” – zastanawiają się w pierwszej kolejności Irlandczycy, później Walijczycy, Brytyjczycy i Szkoci. Pytania poszybowały w statystykach Google Trends już po zakończeniu głosowania. Irlandczycy i Szkoci sprawdzali jeszcze, co to jest ten Brexit. Jesteśmy w końcu w tej Unii czy nie?

Reklama