Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Dlaczego potrzebujemy „Playboya”, a „Playboy” potrzebuje naczelnej

Anna Mierzejewska, naczelna „Playboya” Anna Mierzejewska, naczelna „Playboya” mat.pr. / Polityka
Anna Mierzejewska została redaktor naczelną polskiej edycji magazynu „Playboy”. Dla wielu będzie to spore zaskoczenie, ale chyba nie dla tych, którzy obserwowali, jak popularne pismo od lat stara się być czymś więcej niż tylko „pisemkiem z gołymi paniami”.

Powszechnie znanym żartem dotyczącym „Playboya” jest ten, że czyta się go dla artykułów. Jest to oczywiste nawiązanie do faktu, że wizerunkowo magazyn od zawsze był i wciąż jest pismem, w którym obok modelek w rozbieranych sesjach prezentowano celebrytki. Ale też do tego, że – też od zawsze – zamieszczano tu reportaże, długie wywiady, a nawet opowiadania wybitnych pisarzy i pisarek, jak Ursula K. Le Guin, Ray Bradbury czy Philip Roth. Jest więc w tej „kpinie” z czytelników „Playboya” nawet więcej niż ziarenko prawdy.

„Playboy” – więcej niż nagość

Jakiś czas temu w amerykańskiej edycji zrezygnowano z sesji rozbieranych, którą to decyzję dość szybko cofnięto. Sam jednak fakt, że ją podjęto, wiele mówi o ścieżce, którą „Playboy” chce podążać. Ścieżce, wydaje się, logicznej – w końcu mamy rok 2019. Jeśli ktoś chce golizny, to, cóż, jest internet, a jeśli pragnie widzieć znane aktorki w negliżu, może wykupić abonament HBO. Przetrwanie „Playboya” wydaje się więc uzależnione od tego, czy będzie w stanie konkurować z internetem, w którym jeśli czegokolwiek brakuje, to na pewno nie gołych kobiet.

Dość prawdopodobne, że taktyka wypełniania stron wysokiej jakości wywiadami czy reportażami to posunięcie z gruntu cyniczne, dające wymówkę tym, którzy wstydziliby się w kiosku poprosić o magazyn erotyczny.

Reklama