Prezes Boniek zawitał do centrali PZPN po miesięcznym urlopie, który spędził we Włoszech. Myślał, myślał i wymyślił, że Jerzy Brzęczek nie daje wystarczającej gwarancji osiągnięcia z reprezentacją piłkarską przyzwoitego wyniku na najbliższych mistrzostwach Europy. Odpowiedzialność spada wyłącznie na niego – zarząd PZPN już wcześniej upoważnił prezesa do jednoosobowego decydowania o losie selekcjonera reprezentacji.
Brzęczek nie ma wiele na swoją obronę. Pracował z drużyną narodową dwa i pół roku. Trudno przywołać w pamięci choć jeden mecz, który natchnął kibiców przekonaniem, że w reprezentacji na dobre zagościła nowa jakość, gwarancja tego, że gdy na Euro przyjdzie stawić czoła Hiszpanii, blamażu nie będzie. A odkąd Hiszpanie rozbili ostatnio Niemców 6:0, na ich przyszłych rywali padł blady strach. Wszyscy żywiący nadzieję, że piłkarzy grających na co dzień w mocnych zachodnich klubach – z kapitanem Robertem Lewandowskim na czele – Brzęczek wreszcie zdoła połączyć w mocny, zgrany team, mający swój styl i nieograniczający się do starej śpiewki o grze z kontrataku, musieli obejść się smakiem. Awans na mistrzostwa Europy, z wyjątkowo słabej grupy, był obowiązkiem, a nie powodem do świętowania.
Czytaj też: Jak pompuje się publiczne pieniądze w piłkarskie studnie
Dlaczego Jerzy Brzęczek musiał odejść
Przedwczesne zwolnienie selekcjonera to również przyznanie się przez Bońka do porażki.