Igrzyska w Tokio dobiegają półmetka, choć dla wielu kibiców właśnie teraz naprawdę się zaczynają, bo na stadion wyszli lekkoatleci. Z polskiego punktu widzenia na razie powodów do radości nie ma. Srebrny medal wioślarek cieszy, ale, delikatnie mówiąc, jest dorobkiem skromnym. Możemy się raczej pożegnać z optymistycznymi prognozami. Dzisiaj 10–11 miejsc na podium to chyba szczyt możliwości.
Czytaj też: Igrzyska inne niż wszystkie. Ile medali przywiezie polska ekipa?
Ani kolarze, ani łucznicy, ani gimnastyka
Mniej martwi to, że brakuje Polaków na czołowych miejscach. Bardziej – bezbarwne występy, choć oczywiście nie można wszystkich pakować do jednego worka. Trudno mieć pretensje do Michała Kwiatkowskiego, bo w wyścigu ze startu wspólnego prawie do końca liczył się w stawce. Jechał tak, jak przystało na byłego mistrza świata. Nie udało się, ale nikt nie może mu zarzucić, że odpuścił albo był bez formy.
W kobiecym wyścigu na wielkie brawa zasłużyła Anna Plichta, której kilku kilometrów zabrakło do medalu. W przeciwieństwie do Kwiatkowskiego Plichta przed Tokio była dla umiarkowanych kibiców niemal anonimowa. Tymczasem odegrała jedną z głównych ról w ściganiu, w którym szaleństwo zwyciężyło z zimną kalkulacją i… technologią. Dziewczyny nie miały w uszach słuchawek i w ten sposób nie mogły być instruowane przez trenerów. Polka wraz z późniejszą zwyciężczynią Anną Kiesenhofer z Austrii i Omer Shapirą z Izraela porwały się na ucieczkę tuż po starcie. Najsilniejszej Austriaczce resztką sił, ale się udało.
Duża część zawodów z powodu różnicy czasu odbywa się w środku nocy lub nad ranem. I często było w tych dniach tak, że po włączeniu rano telewizorów kibice dowiadywali się, że reprezentanci Polski zdążyli już przepaść. Tak było np. z łucznikami. Trochę lepiej ze szpadzistkami, ale medalowe aspiracje okazały się przesadzone. Z kolei jedyna nasza gimnastyczka była 54. w kwalifikacjach wieloboju. W jednej z konkurencji 73. No, nie oszałamia ten wynik.
Nie tylko Karol Stopa ma słabsze dni
Nie sprawdziły się nadzieje na sukces w tenisie. Musimy pogodzić się z tym, że Iga Świątek i Hubert Hurkacz nie w każdych zawodach będą się przebijać do decydujących etapów. Jeszcze nie. Zła olimpijska tradycja została podtrzymana w Japonii. Trudno o jednoznaczną ocenę, bo występy na kortach Ariake Coliseum były trochę uprawianiem sportów ekstremalnych z powodu wyniszczających upałów. Polegli więksi mistrzowie od naszych graczy.
Naomi Osaka zapalała olimpijski znicz. Jest wielką dumą gospodarzy igrzysk i… była wielką nadzieją. Była, bo nie przebrnęła przez trzeci mecz. Okaże się wkrótce, czy to oznaka dalszego ciągu kryzysu w jej karierze. Ale co tam Osaka. Właśnie w półfinale odpadł żelazny (żeby nie powiedzieć: pancerny) Novak Djoković. Kiedy już podczas meczu z Alexandrem Zverevem komentatorzy skończyli przekonywanie siebie, że serbski mistrz jest nie do ogrania, ten zaczął przegrywać. Z czasem coraz sromotniej. Nie tylko redaktor Karol Stopa ma słabsze dni.
Dla sześciorga naszych pływaków Tokio 2020 jeszcze się nie zaczęło, a już się skończyło z powodu błędów w ich zgłoszeniu do zawodów. Więcej mówiło się o tym niż o polskich szansach na pływalni. Można się było obawiać, że pozostali pływacy się nie pozbierają. Tymczasem poszukiwanie optymistycznych wieści na basenie nie jest bez szans. 17-letni Krzysztof Chmielewski z klubu Muszelka w Warszawie przebojem wpłynął do finału wyścigu na 200 m motylkiem. To samo udało się właśnie Jakubowi Majerskiemu na 100 m motylkiem i doświadczonemu Radosławowi Kawęckiemu (6 m na 200 m grzbietem). Oby dobrych wiadomości jeszcze przybyło.
Czytaj też: Niechciane igrzyska w Tokio
Mistrzowie żegnają się z olimpiadą
À propos doświadczenia. Nie ma w polskiej ekipie pływackiej bardziej utytułowanego zawodnika od 36-letniego Pawła Korzeniowskiego. Po raz piąty na olimpiadzie. Popłynął w eliminacjach na 100 m stylem motylkowym i na tym zakończył ten start. Czy rzeczywiście dobrze zrobił, decydując się na uczestnictwo w igrzyskach? Można mieć wątpliwości.
Problem dotyczy nie tylko przypadku świetnego niegdyś pływaka. Maja Włoszczowska, wicemistrzyni z Pekinu i Rio, pożegnała się mało efektownie. Dojechała do mety na 20. miejscu. A co powiedzieć o także dwukrotnym wicemistrzu olimpijskim Piotrze Małachowskim? Pięć lat temu w Brazylii nie zdobył złota i postanowił dotrwać do Tokio. Dotrwał, ale tylko do eliminacji. Czy wielcy mistrzowie brali pod uwagę, że w ten sposób może wyglądać ich pożegnanie z olimpijskim sportem?
Zillmann z Klepacką na Facebooku
Ubocznym skutkiem srebrnego występu naszych dziewczyn w wioślarskim finale czwórek podwójnych jest… promocja normalności. W wielu innych krajach mało kto zwróciłby na to uwagę, ale Polska na tej liście się nie znajduje. Podczas wywiadu dla rządowej telewizji tuż po ukończeniu wyścigu szczęśliwe Polki dziękowały i pozdrawiały swoich bliskich, mężów, chłopaków, a Katarzyna Zillmann spontanicznie dodała dziewczyny. To wyznanie rozbierane było (i ciągle jest) na czynniki pierwsze. Niewiele można dodać. Może tylko to, że właśnie na facebookowym profilu Zofii Noceti-Klepackiej ukazało się jej zdjęcie z Katarzyną Zillmann. Pod uśmiechniętymi dziewczynami jest podpis: „Sport ponad wszystko. Brawo dla Kasi i całej załogi”. Niewtajemniczonym należy się wyjaśnienie, że Klepacka była dotychczas znana z gestów dalekich od akceptacji osób LGBT.
W drugi tydzień wkraczamy jednak z nadziejami, np. całkiem realnym medalem (medalami?) w żeglarstwie.
Czytaj też: Pierwsze igrzyska w Tokio