Moje miasto

Miasto B.

Wielokulturowy Białystok

Późnobarakowy Pałac Branickich z ogrodami w stylu francuskim. Miasto wyrosło wokół rezydencji magnackiej. Późnobarakowy Pałac Branickich z ogrodami w stylu francuskim. Miasto wyrosło wokół rezydencji magnackiej. Wojciech Wójcik / Forum
Mieszkańcy Białegostoku wiedzą na pewno, kim nie chcą być – reprezentantami Polski B ani mieszkańcami stolicy rasizmu. A kim są?
Włoscy artyści malują antyrasistowski mural na bloku, w którym podpalono drzwi mieszkania rodziny polsko-hinduskiej.Agnieszka Sadowska/Agencja Gazeta Włoscy artyści malują antyrasistowski mural na bloku, w którym podpalono drzwi mieszkania rodziny polsko-hinduskiej.

Białystok to miasto migrantów. Wśród niemal 300 tys. mieszkańców ponad połowa to przyjezdni, głównie z województwa podlaskiego, z okolicznych miasteczek i wsi. To najwyższa taka proporcja w Polsce.

Nie jest łatwo kochać Białystok. Bo to miasto o najwyższym bezrobociu (13 proc.) w porównaniu z innymi stolicami województw. Bo chociaż z lokalnych badań wynika, że 84 proc. mieszkańców uznaje Białystok za miasto wielokulturowe i władze taki wizerunek promują, to ok. 1/3 przestępstw na tle rasowym i ksenofobicznym w 2013 r. w Polsce miała miejsce właśnie na Podlasiu i w Białymstoku. Bo miejska fontanna w parku przy Pałacu Branickich wciąż wyłożona jest macewami. Bo stąd wziął się Krzysztof Kononowicz, kuriozalny kandydat na prezydenta miasta (2006), który postulował: „Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego”.

B jak byli

Prof. Andrzej Sadowski, socjolog z miejscowego uniwersytetu, uważa, że tak naprawdę nazywanie dzisiejszego Białegostoku miastem wielokulturowym jest zdecydowanie na wyrost. Wielokulturowy Białystok był może za czasów Ludwika Zamenhofa, twórcy esperanto, urodzonego w 1859 r. w rodzinie żydowskich nauczycieli, który nasiąkł wieloma językami, aż w końcu stworzył jeden, aby ludzie mogli się bez problemów porozumieć. Może również później, podczas spisu powszechnego w 1921 r., kiedy Białystok był właściwie miastem żydowsko-polskim. Było tu: 48,7 proc. Żydów, 46,6 proc. Polaków, niecałe 2 proc. Niemców i Rosjan, do tego Białorusini i inne narodowości. Żydzi i Niemcy, właściciele wielu fabryk włókienniczych, zajmowali domy w centrum, ci biedniejsi w dzielnicy Chanajki. Po wojnie, powstaniu w białostockim getcie w 1943 r. i zniszczeniu miasta w ponad 80 proc. cmentarze żydowskie przysypano gruzem albo stanęły na nich targowiska, fabryki przejęła władza ludowa, a opustoszałe centrum zajęli Polacy – katolicy i prawosławni z okolicznych wsi.

– Silna chęć awansu pchała tu ludzi dwiema falami – tuż po wojnie i w latach 70. Wypełniali osiedla robotnicze, które były realizacją ich wyobrażenia o życiu w mieście. Ci bardziej zaradni budowali na przedmieściach domki jednorodzinne – wyznacznik wyższego statusu – mówi prof. Sadowski. – Na początku główne podziały społeczne przebiegały na tle religijnym. Dopiero w późniejszych latach, na bazie prawosławia, zaczęły wyodrębniać się poszczególne tożsamości narodowe: białoruska czy ukraińska. Ale i tak wielu zasymilowało się do polskości albo, unikając wyraźnych deklaracji, mówili po prostu, że są „tutejsi”.

Intensywne migracje ze wsi do miasta trwają nadal.

Prof. Sadowski: – Teraz mają również swój ciąg dalszy – wielu młodych białostoczan nie może znaleźć po studiach pracy i ucieka za granicę. Dzisiejszy Białystok to miasto różnorodne kulturowo, ale ze zdecydowaną przewagą Polaków i katolików, którzy Białorusinów, Ukraińców, Litwinów, a nawet Tatarów, bo są tu od wieków, traktują po prostu jak swoich.

B jak bliska granica

Swoi nie tylko tu są i chodzą do cerkwi. Swoi tu przyjeżdżają – do pracy i na zakupy. Branża budowlana chętnie przyjmuje przyjezdnych, głównie z Białorusi. Tak samo jak białostockie bazary, hipermarkety i galerie handlowe. Ze swoimi dobrze robi się interesy. Kilku­osobowe busy na białoruskich numerach zajeżdżają na bazary już od 4 rano. Po buty, ciuchy, kosmetyki, mięso, latem po kilogramy truskawek. Do galerii podjeżdżają ci bogatsi, aż się niektórzy dziwią, lexusami, BMW albo volkswagenami. Niektóre z tych galerii – Biała albo Alfa – stoją na miejscu dawnych fabryk włókienniczych. Ola, kelnerka jednej z restauracji, wie, że ten budynek to jakaś historia, ale dokładnie się nie orientuje. Dorabiając na studia w Białymstoku, podaje kawę Białorusinom, którzy na koniec dnia wkładają do bagażników telewizory, pralki, lodówki, dopychają proszkami do prania i papierem toaletowym. Na wszystkie zakupy powyżej 200 zł biorą dokumenty Tax Free, żeby przy następnej wizycie dostać zwrot podatku VAT.

W zeszłym roku prawie 300 tys. osób, w większości właśnie Białorusinów, z takimi dokumentami wyjechało z Polski. W całym województwie (głównie Białystok i miasteczka przygraniczne) kupili i wywieźli towary o wartości miliarda złotych. A w drugą stronę przejeżdża papierosowy przemyt. W zeszłym roku celnicy przechwycili prawie 6 mln paczek papierosów (w puszkach po kawie, koszykach na grzyby, tortach śmietankowych itd.), do tego podrobione buty, anaboliki, nielegalny alkohol w butelkach po oleju. To, co niewychwycone, ląduje potem na bazarze, na Kawaleryjskiej albo Andersa. Oprócz Białorusinów można tam też czasem spotkać Czeczenów, jak sprzedają wieprzowe parówki, które nieopacznie dostali do jedzenia w ośrodku dla cudzoziemców.

B jak biała siła

Jednak Czeczeni już nie są swoi. Są obcy. Zaczęli przyjeżdżać w latach 90., uciekali przed czeczeńską wojną. Ale nie tylko oni byli inni – zagraniczni studenci na wymianach uniwersyteckich, turyści, obcokrajowcy w związkach z Polakami. A w tym czasie rosło nowe pokolenie białostoczan. Prof. Andrzej Sadowski: – Często sfrustrowani i bez pracy, ale w przeciwieństwie do rodziców wreszcie z poczuciem, że są u siebie. A tu nagle zjawiają się obcy.

Na początku były incydenty. Swastyka, „Jude Raus” albo „white power” na murze. 2009 r. – atak na czarnoskórą Szwedkę w galerii handlowej. 2011 r. – podpalenie Centrum Kultury Muzułmańskiej i swastyki na pomniku w Jedwabnem. Listopad 2012 r. – ogień pod mieszkaniem Daszajewów, rodziny czeczeńskiej z piątką dzieci. Kwiecień 2013 r. – podpalone mieszkanie czeczeńskiej rodziny Islamov. Wynajmowali niecały rok, niespecjalnie rzucali się w oczy. Może trochę, przez brodę Humida albo chustę na głowie Elizy. Wcześniej na osiedlowym murze czytali o sobie „jebać Czeczenów” albo pod sklepem słyszeli: „Won z naszego kraju”. W końcu maj 2013 r. – podpalenie drzwi polskiej rodziny Kowalczyków, w której córka wyszła za Hindusa i przyjechali akurat w odwiedziny. Do tego ataki z maczetami w centrum miasta, pobicie czarnoskórego prezentera pogody telewizji JARD.

Białostocka policja i prokuratura zachowywały się jak bezbronne dzieci. Rzecznik wojewódzkiej komendy Andrzej Baranowski twierdzi, że policjanci dobrze znają środowisko białostockich pseudokibiców Jagiellonii i skinheadów, że to najwyżej kilkadziesiąt osób i na osiedla, gdzie mieszkają, regularnie wysyłana jest specjalna Grupa Interwencyjna. Chodzi zwłaszcza o Słoneczny Stok, Zielone Wzgórza i Leśną Dolinę – białostockie sypialnie, niedaleko drogi wylotowej z miasta. To tam zdarzyły się wszystkie zeszłoroczne podpalenia mieszkań. I to tam urodzili się i wychowali znani dziś w mieście pseudokibice Jagielloni Białystok. Oficjalnie również założyciele stowarzyszenia Dzieci Białegostoku, które wsławiło się zbieraniem butelkowych nakrętek dla chorych dzieci i podpisów pod petycją do prezydenta miasta w sprawie budowy lokalnej drogi (zdjęcie prezydenta ściskającego dłonie przynoszących pismo krążyło potem w internecie, prezydent tłumaczył, że nie był świadomy, kto przyszedł). Jednak sprawcy zeszłorocznych podpaleń do tej pory nie zostali odnalezieni, przedłużone śledztwa cały czas trwają, wyrok (m.in. za zastraszanie świadków) odsiaduje za to jeden z głównych przywódców białostockich pseudokibiców Tomasz P. ps. Dragon, oficjalnie student pedagogiki.

B jak badanie siebie

Wojciech Koronkiewicz, felietonista, dziennikarz telewizyjny, artysta i rowerzysta miejski, denerwuje się, że jedna grupa tak bardzo rzutuje na wizerunek całego miasta. Irytują się też Dariusz Szada-Borzyszkowski, reżyser, oraz Zbigniew Krzywicki i Anna Mierzyńska, kiedyś dziennikarze, obecnie prowadzący biura senatora Włodzimierza Cimoszewicza i posła Roberta Tyszkiewicza z PO. Razem założyli nieformalną grupę Normalny Białystok i zorganizowali w mieście marsz tolerancji. W ponad sto osób szli w ciszy przez Rynek Kościuszki, obok nich zaś szli i wykrzykiwali swoje hasła kibole. W ogródkach kawiarnianych siedzieli białostoczanie. Pili soki, jedli lody, milczeli. To milczenie było przerażające. Dariuszowi Szada-Borzyszkowskiemu przypomniało się, jak razem z więźniami z tutejszego zakładu karnego wystawiał „Naszą klasę” Słobodzianka.

Podobnie przerażające było odkrycie, ile swastyk jest w stanie pomieścić w sobie miasto. Za to zabrali się Rafał Gaweł i Konrad Dulkowski z Teatru TrzyRzecze. Zbierali od ludzi informacje o symbolach i napisach (niektóre niezamalowywane przez wiele lat, m.in. „nadchodzi nacjonalizm, SS, stop islamowi, czeczeni won”) i wysyłali zawiadomienia o przestępstwie na policję i do prokuratury. Uzbierało się ok. 100 zgłoszeń. Nazwali tę akcję „Zamaluj zło”.

Ale nie poprzestali tylko na tym. Obaj pochodzą z Suwałk, przez wiele lat pracowali w Warszawie, w Białymstoku mieszkają od 2010 r. Od właściciela hurtowni wynajęli część starego drewnianego domu żydowskiej rodziny Flikierów, w dzielnicy Chanajki, urządzili tam teatr i stowarzyszenie. Dzięki grantowi z Departamentu Stanu USA i Fundacji Batorego w tym roku zacznie działać ich Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Będą zatrudniać młodych socjologów, monitorować stadiony oraz internet, a do podlaskich szkół ściągną czarnoskórych aktorów, piłkarzy, piosenkarzy na spotkania z dziećmi.

Powoli wychowują też sobie młodą, wierną publiczność. – Białystok to w dużej mierze miasto studentów. Na 300 tys. mieszkańców jest ich 40 tys. Wielu to przyjezdni z małych miejscowości. Jeśli chodzi o kulturę, nie mają wyrobionego gustu. Do tej pory Białystok omijały przedstawienia współczesnych dramaturgów. My chcemy im pokazać, że teatr nie musi być nudny. A oprócz tego podkreślać różnorodność miasta. Stąd nazwa TrzyRzecze. To wieś między Suwałkami a Białymstokiem. Wypływają z niej trzy strumienie, które wpadają do Biebrzy. Podobnie Białystok stworzyły trzy narodowości polska, żydowska i białoruska – mówią.

Polityka 13.2014 (2951) z dnia 25.03.2014; Portrety miast: BIAŁYSTOK; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Miasto B."
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama