W milenijnym roku 2000 Kraków dostał tytuł Europejskiego Miasta Kultury. Nieco ponad dekada wystarczyła, by stał się jednym z głównych w Europie centrów usług biznesowych – w sektorze tym, zatrudniającym informatyków, księgowych, inżynierów, pracuje dziś już 65 tys. osób. Dla porównania kombinat stalowy Nowa Huta w najlepszym swym czasie zatrudniał 38 tys. osób, w większości robotników. Fachowcy uważają, że istnieje ścisły związek między jednym i drugim: kulturową pozycją miasta i napływem kreatywnych biznesów.
Rozwijająca się oferta i infrastruktura kulturalna w Krakowie – Muzeum Schindlera, Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK, Cricoteka – obok tradycyjnych stałych punktów na turystycznej mapie, jak Wawel, Rynek czy Kazimierz, jest magnesem dla rosnącej rzeszy gości, których przyjeżdża tu już ponad 12 mln rocznie. W 2013 r. doszedł do tego jeszcze tytuł Miasta Kreatywnego UNESCO w dziedzinie literatury.
Liczby robią wrażenie, ale łatwo dać się im uwieść – ostrzega prof. Jerzy Hausner z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, były wicepremier oraz minister gospodarki.
Popularność miast ma także swoją cenę. To dobrze widać w turystyce. Jej nadmierny rozwój ilościowy grozi „efektem Barcelony”. Miasto zdominowane przez przyjezdnych zaczyna tracić swoje miejskie funkcje – historyczne kwartały przekształcają się w noclegownie, oferta klubów nocnych i agencji towarzyskich konkuruje z bardziej wyrafinowaną ofertą kulturalną, księgarnie są wypierane przez restauracje i kawiarnie, a rynek zamiast miejską agorą staje się parkiem rozrywki. Gdy proces „turystyzacji” wymknie się spod kontroli, zły pieniądz zaczyna wypierać lepszy – goście szukający tanich okazji do głośnych stag parties (wieczorów kawalerskich) odstraszają przybyszy szukających bardziej wyrafinowanej oferty kulturalnej i konferencyjnej. A przecież uczestnik konferencji organizowanej w Krakowie zostawia przeciętnie o 40 proc. więcej niż zwykły turysta.
Podobnie jest z gośćmi licznych krakowskich festiwali, co skrzętnie odnotowuje raport z badań „Krakowskie festiwale muzyczne a potencjał kreatywny i gospodarczy miasta”. Wynika z niego, że cztery festiwale: Misteria Paschalia, Muzyki Filmowej, Sacrum Profanum i Wianki – Święto Muzyki, przyniosły miastu w 2017 r. 19,9 mln zł. Mniej więcej jedna trzecia uczestników przyjechała spoza Krakowa, a np. przyjezdny uczestnik Festiwalu Muzyki Filmowej wydał średnio 270 zł (krakowianin tylko 30 zł). Wszystkie te wyliczenia pokazują atrakcyjność i potencjał miasta, nie przesądzają jednak o sukcesie w przyszłości.
Landry na zaproszenie krakowskiego magistratu badał potencjał metropolii, stosując Indeks Kreatywności (w podobny sposób zdiagnozowano 19 innych miast na świecie, m.in. Bilbao, Helsinki, Gandawę, Mannheim). Stolica Małopolski uplasowała się na 10. miejscu. Środek stawki, całkiem nieźle. Ale wynik końcowy jest wypadkową analiz cząstkowych, które ujawniają bardziej złożony obraz. Bo, owszem, Kraków ponadprzeciętnie wypada w takich kategoriach, jak „odrębność, różnorodność, witalność” (3. miejsce) czy „rozwijanie talentów i edukacja” (6. miejsce). Już jednak w kategorii „przedsiębiorczość, badania i innowacje” ląduje na miejscu 15., a „komunikacja, usieciowienie i tworzenie sieci” daje pozycję 16.
Miasto kultury
Kraków – jak zauważa Charles Landry w swym raporcie z badań – jest w tej chwili bardziej miastem kultury, sztuki, edukacji, o dużym potencjale, który dopiero może uczynić go miastem kreatywnym. Za tym ogólnym stwierdzeniem idzie katalog rekomendacji podpowiadających, że nie wystarczy mieć wysokiej jakości elementy systemu: imponujące zasoby dziedzictwa materialnego i niematerialnego, instytucje kultury, doskonałych artystów, festiwale, uczelnie, wykształconych mieszkańców i coraz lepszą infrastrukturę. Z osobna nie budują systemu. Trzeba więc owe elementy połączyć.
Kraków jest miastem wyjątkowym, ale diagnoza, którą przygotował Landry, w wielu kluczowych stwierdzeniach opisuje także inne polskie metropolie. Wszystkie, z Warszawą włącznie, muszą wymyślić się na nowo i znaleźć sposób, by ilość przekształcić w nową jakość. Inaczej jednak odpowiadać musi Kraków, inaczej Katowice i Łódź.
Te trzy jakże odmienne miasta łączą nie tylko wyzwania przyszłości, ale także przynależność do Sieci Miast Kreatywnych UNESCO. Katowice, jako miasto muzyki, dołączyły w 2015 r., Łódź – miasto filmu – w 2017 r. To właśnie Krakowice, czyli Kraków z Katowicami, ugoszczą w połowie czerwca doroczny kongres Sieci, przyjmując przedstawicieli 180 miast z 72 krajów. A już w grudniu Katowice będą miejscem szczytu Konwencji Klimatycznej ONZ (zjechać może nawet 40 tys. gości), potwierdzając tym samym, że stolica Górnego Śląska nie jest już ośrodkiem przemysłu węglowego i ciężkiego, a jego nowe symbole to m.in. Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia z imponującym budynkiem o światowej klasie sali koncertowej i położone w pobliżu centrum kongresowe.
Po co miastu tytuł UNESCO? – Zysków jest naprawdę dużo – wyjaśnia Marcin Krupa, prezydent Katowic. – Z jednej strony mówimy o promocji Katowic w skali globalnej. Nie ukrywamy, że ten tytuł pomógł nam skutecznie rywalizować o ściąganie dużych imprez – przykładowo w ubiegłym roku w naszym mieście odbyły się targi muzyki świata WOMEX, a kolejne wydarzenia przed nami.
Atrakcyjność i prestiż rosnące dzięki kulturze można przeliczyć też na złotówki: – Do NOSPR czy na nasze sztandarowe festiwale, takie jak OFF Festival, Tauron Nowa Muzyka czy Rawa Blues, przyjeżdżają tysiące osób z Polski i zagranicy, co przekłada się na realne zyski dla miasta i naszych mieszkańców. Rozwija się zaplecze hotelowe i konferencyjne, zarabiają firmy cateringowe, restauratorzy, taksówkarze czy lokalni sklepikarze. Średnio uczestnik konferencji korzystający z noclegu zostawia w Katowicach około 628 zł, a niekorzystający – 141 zł – wylicza Krupa i dodaje, że dzięki rozwijającej się ofercie kulturalnej rośnie atrakcyjność Katowic jako miejsca zamieszkania.
Konieczność takiej strategii potwierdza Karol Piekarski, szef katowickiego MediaLabu: – Katowice bardzo potrzebują otoczenia sprzyjającego profesjonalistom, by zatrzymać u siebie najzdolniejszych absolwentów uczelni, którzy po studiach często wyjeżdżają ze Śląska.
Piekarski dodaje, że „muzyczność” miasta nie ogranicza się do spektakularnych przedsięwzięć, ale ma wyraz w ofercie dnia codziennego: konkursach dla zespołów dzielnicowych czy infrastrukturze edukacyjnej dla dzieci, z Muzykodromem na czele.
Sam MediaLab i Instytucja Kultury Miasto Ogrodów, do której należy, to kolejne przykłady powęglowej transformacji Katowic, której katalizatorem stały się przed dekadą starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Katowice przegrały z Wrocławiem, jednak praca nad programem pod hasłem Miasto Ogrodów przyniosła efekty i decyzję, by biuro ESK przekształcić w nową instytucję kultury z takimi jednostkami jak MediaLab.
Miasto ogrodów
Kierowana przez Karola Piekarskiego placówka wyrosła na jedno z najciekawszych w tej części Europy miejsc zajmujących się badaniem miast w epoce internetu i nowych technologii. To właśnie MediaLab przeprowadził badania katowickiej kultury, wykorzystując m.in. metody analizy danych z Facebooka i Google, by sprawdzić takie detale, jak dostępność wydarzeń kulturalnych mierzona czasem dojazdu z poszczególnych osiedli, miejsca, skąd przyjeżdżają uczestnicy imprez, i to, co robią w mieście.
Wypychając na margines górniczo-przemysłową tożsamość miasta, katowiczanie nie tracą przywiązania do swej oryginalnej spuścizny kulturowej. Wyrazem tej więzi była walka o plac Wilhelma Szewczyka, w ramach dekomunizacji przemianowany decyzją wojewody na plac Lecha i Marii Kaczyńskich. Decyzję zaskarżyły władze miasta, niezależnie zmobilizowali się także mieszkańcy reprezentowani przez organizację BoMiasto. W maju Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał im rację, uznając, że śląski pisarz Wilhelm Szewczyk nie może być uznany za symbol komunizmu.
Łódź, choć do sieci UNESCO dołączyła najpóźniej, bodaj jako pierwsza polska metropolia kreatywność wpisała do przyjętego w 2010 r. dokumentu „Strategia zarządzania marką Łódź na lata 2010–2016”. Zgodnie z duchem czasów, kiedy hasło dnia wskazane przez Kongres Kultury Polskiej 2009 brzmiało „kultura się liczy”, znaczenie kultury i opartej na niej kreatywności ograniczało się do zaplecza przemysłów kreatywnych. To one miały z cyfrowym impetem zająć miejsce po upadłym przemyśle włókienniczym. Konfrontacja z rzeczywistością nastąpiła jeszcze przed prezentacją dokumentu. Ogłoszono go w styczniu 2011 r., a w październiku 2010 r. Łódź przepadła w pierwszym etapie starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.
To już historia, współczesność naznaczona jest rewitalizacją miasta i wielkimi inwestycjami. Nad przestrzenią kultury dominuje projekt EC1, megainstytucji współprowadzonej przez miasto i ministra kultury, powstałej w dawnej elektrowni nieopodal dworca Łódź Fabryczna. Skala i budżet czynią z EC1 nowy środek ciężkości w miejskiej przestrzeni i jednocześnie są źródłem obaw, czy efektem nie będzie marginalizacja tego, co w łódzkiej kulturze urzekało. Energii społecznego zaangażowania, łączącego inicjatywy społeczne, sztukę, biznes i instytucje publiczne.
Polskie miasta należące do Sieci Miast Kreatywnych UNESCO doskonale ilustrują rosnące znaczenie kultury dla rozwoju miast. Jak jednak zgodnie wskazują prof. Jerzy Hausner i Charles Landry, cała sztuka polega na tym, by działające w imieniu ich mieszkańców władze zrozumiały, że kultury nie można redukować do roli „surowca” dla przemysłów kreatywnych. Ani wizytówki promującej markę metropolii. Kultura z całą swą złożonością jest dziś środowiskiem rozwoju, miejskim ekosystemem określającym funkcjonowanie takich obszarów, jak gospodarka, edukacja, lokalna demokracja.
Coraz lepiej to rozumiemy dzięki nowoczesnym projektom badawczym podejmowanym przez polskie miasta. Wiedza, jakiej dostarczają, pozwala nie tylko wyliczyć, ile zostawia w lokalnej kasie uczestnik konferencji i ile pieniędzy przyniosła złotówka podatników wydana na festiwal. Diagnozuje olbrzymi potencjał rozwojowy polskich miast, pokazując jednocześnie, że największym wyzwaniem będzie uwolnienie tego potencjału. Każde miasto musi wypracować właściwą dla siebie rozwojową ideę, co wymaga odwagi i twórczej wyobraźni – i władzy, i samych mieszkańców.
Edwin Bendyk, współpraca Urszula Szwarzenberg-Czerny