Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

W oparach gazu

Gazowe Międzymorze. Czy Polska stanie się nowym potentatem?

Terminal w Świnoujściu Terminal w Świnoujściu Jerzy Undro / Reporter
Narodził się wielki gospodarczy projekt gazowego Międzymorza. Polska będzie zaopatrywać kraje naszego regionu w specjalny rodzaj gazu z certyfikatem Gazprom-free. Fantazja? Ale jaka efektowna!
Gazoport im. Lecha Kaczyńskiego, uruchomiony niedawno w Świnoujściu, będzie w stanie odebrać 5 mld m sześc. skroplonego gazu.Dariusz Górajski/Forum Gazoport im. Lecha Kaczyńskiego, uruchomiony niedawno w Świnoujściu, będzie w stanie odebrać 5 mld m sześc. skroplonego gazu.

Artykuł w wersji audio

Droga do lepszego gazowego świata, wolnego od rosyjskiego Gazpromu, wiedzie przez Bramę Północną. Brama powstanie na plażach Bałtyku. Jeden z filarów wielkiego projektu gospodarczego już tam jest. To gazoport, czyli terminal do odbioru gazu skroplonego LNG w Świnoujściu. Resztę elementów obecny rząd planuje zbudować. Zwłaszcza pilną sprawą jest gazociąg Baltic Pipe, łączący Polskę, za pośrednictwem Danii, z podmorskimi złożami gazowymi na szelfie norweskim. W tych złożach polski PGNiG ma swój udział. Wydobywa tam 0,6 mld m sześc. gazu rocznie. Niewiele, ale to dopiero początek.

Rewolucja gazowa jest na wysokiej pozycji w hierarchii gospodarczych celów PiS. Premier Szydło już w tej sprawie jeździła do Norwegii i Danii. Minister Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, ogłosił, że mamy polityczne zielone światło dla budowy Korytarza Norweskiego.

Podmorski gazociąg to ukochany projekt Naimskiego – głównego stratega energetycznego PiS. Próbował go realizować już dwa razy, za czasów rządu Jerzego Buzka, a potem Jarosława Kaczyńskiego. Jednak dziś jeden gazoport i rura to dla niego za mało. Dlatego trzecim elementem Bramy Północnej stanie się kolejny gazoport, czyli pływający terminal LNG w Zatoce Gdańskiej. Jego budowę zapowiedziała już premier Szydło.

Tymczasem pierwszy Gazoport im. Lecha Kaczyńskiego, uruchomiony niedawno w Świnoujściu (pierwsza dostawa gazu w lipcu), będzie w stanie odebrać 5 mld m sześc. rocznie ze statków przywożących skroplony gaz, a po zapowiadanej rozbudowie nawet 7,5–10 mld m sześc. Podmorskim gazociągiem z Norwegii ma docierać do Polski 7–10 mld m sześc., a projektowany pływający terminal LNG to kolejne 1,5 mld m sześc. (lub 10, jeśli budowa Baltic Pipe nie dojdzie do skutku). Czyli w sumie mamy szanse na ponad 20 mld, a jeśli doliczy się krajowe wydobycie, to ponad 25 mld m sześc. sterylnego gazu ziemnego. Sterylnego, bo niezanieczyszczonego molekułami pochodzącymi z syberyjskich złóż. A to dziś sprawa wagi najwyższej.

Gaz z węgla

Tylko po co nam tyle gazu? To nie jest przecież najważniejsze paliwo dla polskiej gospodarki. Jego udział w naszym bilansie energetycznym to zaledwie 12–13 proc. Naszym głównym surowcem energetycznym jest węgiel, z którego – według najnowszych zapowiedzi – będzie produkowany gaz. Grupa Azoty, jeden z największych konsumentów gazu ziemnego, już zapowiedziała, że chce zająć się gazyfikowaniem polskiego węgla, bo to pomoże kopalniom zagospodarować surowiec na hałdach. Tylko ile będą kosztowały wówczas nawozy produkowane z takiego gazu i kto je kupi? Analizy trwają.

Polska zużywa rocznie ok. 15 mld m sześc. gazu ziemnego, z czego 4,5 mld pochodzi z krajowych złóż. Resztę importujemy, głównie z Rosji. Na razie jesteśmy na nią skazani, bo wiążąca nas z Gazpromem umowa jamalska wygaśnie dopiero w 2022 r. Zawiera ona klauzulę take or pay, czyli nakłada obowiązek płacenia bez względu na to, czy gaz odbierzemy czy też nie.

Ta zależność od gazu ze Wschodu wpędza nas w nerwicę: bo co będzie, jeśli w pewnej chwili zakręcą gazowy kurek? Choć nigdy nam tego nie zrobili, to kilkakrotnie ucierpieli Ukraińcy i Białorusini. A ponieważ nasze szlaki zaopatrzeniowe wiodą przez te kraje, rykoszetem dostaliśmy i my. A z nami cierpiały też inne kraje naszego regionu. Na szczęście trwało to krótko i obyło się bez większych szkód. Mimo to szykujemy się na gazowy kryzys, nie szczędząc pieniędzy, zwłaszcza że dużą ich część dostarcza nam Bruksela.

Partia Gazpromu

Od wielu lat staramy się znaleźć też alternatywne źródła zaopatrzenia. Przez pewien czas panowała wiara, że dzięki gazowi łupkowemu rzucimy Gazprom na kolana, ale wiara ta przemija. Gazu nie widać. Zresztą większym problemem niż brak gazu był brak rur, którymi można byłoby konkurencyjny gaz przetłoczyć.

Od lat walczyły dwie koncepcje. Pierwszą, przewidującą budowę nowych połączeń gazociągowych na zachodniej i południowej granicy i zaopatrywanie się na europejskim rynku, forsował rząd SLD. Nie zdążył ich zbudować, bo pojawił się rząd PiS-Samoobrony-LPR, a wraz nim Piotr Naimski, który miał inny pomysł. Forsował stworzenie alternatywnego systemu zaopatrzenia poprzez specjalny gazociąg z Norwegii, a także budowę terminala gazu LNG.

Dążenie do odrębnego systemu zaopatrzeniowego wynika z przekonania, że kupując gaz na giełdach surowcowych w Europie Zachodniej, tak naprawdę kupimy go od Gazpromu, który jest jednym z najważniejszych dostawców na rynek UE. W unijnych gazociągach ok. 30 proc. molekuł gazu pochodzi z Syberii. Rosjanie dążą, by stężenie było większe. Dlatego zbudowali bałtycki gazociąg Nord Stream (tłoczący 55 mld m sześc.), a teraz zabiegają o dobudowę kolejnych rur i podwojenie jego przepustowości. A my na taką mieszankę zgodzić się przecież nie możemy. Naszą odpowiedzią będzie Brama Północna i Korytarz Norweski.

Naimski oraz liczne grono jego uczniów (to jedyny polityk, który ma w gospodarce i w mediach żarliwych wyznawców) rosyjski gaz wyczuwają nawet w najmniejszym stężeniu. Choć złośliwi twierdzą, że tak naprawdę są tajną partią Gazpromu. Forsowanie fantastycznych pomysłów pod antyrosyjskimi hasłami utrzymało nas w uzależnieniu od Gazpromu aż do dziś. Przekonał się o tym sam minister Naimski, gdy w 2006 r. musiał pojechać do Moskwy i zgodzić się na podyktowaną przez Rosjan podwyżkę cen gazu. Bo alternatywny gaz mogliśmy sobie kupić w dowolnym miejscu, ale dostarczyć go do Polski nie było jak. O co Naimski sam wcześniej zadbał.

Gazprom-free

Rząd PO-PSL trzymał się zresztą doktryny Naimskiego, w niewielkim zakresie ją modyfikując. Zbudował nie tylko gazoport, ale także sieć gazociągów, w tym także łączniki na granicy zachodniej i południowej. Nie odłożył nawet na półkę projektu gazociągu Baltic Pipe. Gaz-System cały czas prowadził nad nim prace (finansowane częściowo z pieniędzy UE), ale budowa nie ruszyła, bo brakowało chętnych do skorzystania z rury.

Naimski tak całkowicie władzy nie stracił, dlatego przy rządzie Tuska utrzymywał swoich gazowych przedstawicieli. Byli nimi dwaj Woźniakowie. Choć to nie krewniacy, od dawna działają w tandemie. Za czasów pierwszego rządu PiS Piotr Woźniak był ministrem gospodarki, a Maciej dyrektorem departamentu ropy i gazu. Za czasów rządu PO-PSL Maciej został doradcą premiera ds. bezpieczeństwa energetycznego, a Piotr głównym geologiem kraju (odpowiedzialnym za sprawy gazu łupkowego).

Teraz kierują państwowym koncernem gazowym PGNiG – Piotr jako prezes, a Maciej jako wiceszef koncernu. To oni są najbardziej aktywni w gazowej rewolucji PiS: tworzeniu Bramy Północnej i Korytarza Norweskiego, a także gazowego Międzymorza. Bo najnowsza koncepcja zakłada, że nie tylko sami wyzwolimy się z gazpromowskiej niewoli, ale także pomożemy krajom naszego regionu. Gaz Gazprom-free będzie docierał na wybrzeże Bałtyku i dalej popłynie na południe aż po brzegi Morza Czarnego i Adriatyku. Pojawiło się już hasło: regionalny hub gazowy-Polska. Gaz System szacuje, że możemy się stać centrum handlu gazem, obracającym 70 mld m sześc. gazu rocznie.

Cios dla Kremla

Zrywanie kajdan już się zaczęło. W ostatnich dniach Naimski zapowiedział, że polski rząd nie zamierza przedłużać jamalskiej umowy z Gazpromem poza obecną granicę 2022 r. „Będziemy dążyć do sytuacji, w której umowa długoterminowa stanie się przeszłością. Oczywiście, jeżeli cena rosyjskiego gazu będzie konkurencyjna, to nie wykluczamy jego zakupów – ale na pewno nie w ramach kontraktu długoterminowego” – zapewnił.

Oświadczenie to wywołało masę emocji tak po stronie polskiej, jak i rosyjskiej. Uznano, że to zapowiedź definitywnego zakończenia importu rosyjskiego gazu i przejścia na alternatywne źródła. Nie dla wszystkich był jednak jasny cel takiego oświadczenia na sześć lat przed zakończeniem umowy. Nie wiadomo, kto będzie wówczas rządził i jakimi kierował się priorytetami. Wydaje się jednak, że minister postanowił rozpiąć parasol ochronny nad szefami państwowych spółek, które będą zaangażowane w realizację projektów gazowej rewolucji PiS.

Jeśli pada polityczna zapowiedź odcięcia się od Gazpromu, projekty alternatywne da się łatwiej obronić. Nawet jeśli nie biznesowo, to prawnie. Bo przecież następna władza, tak jak obecna, może chcieć zrobić audyt, a wnioski o niegospodarność wysyłać do prokuratury.

Część polskich ekspertów energetycznych, zwłaszcza związanych z Instytutem Jagiellońskim (zapleczem intelektualnym PiS), nie kryje zachwytu. Pojawiły się opinie, że zapowiedź Naimskiego to szok dla Kremla, a Gazprom fatalnie ucierpi na skutek utraty tak poważnego klienta. Choć w rzeczywistości Polska ma kilkuprocentowy udział w sprzedaży rosyjskiego koncernu.

Nasz gaz najdroższy

Niektórzy podejrzewają też, że oświadczenie Naimskiego ma związek z postępowaniem arbitrażowym, jakie PGNiG wytoczył przeciw Gazpromowi. Domaga się w nim zmiany zasad ustalania ceny gazu, bo płacimy za drogo. Cena jest wyliczana według specjalnego algorytmu, w którym punktem odniesienia są ceny ropy z okresu poprzedzającego rozliczenie. – Cena za rosyjski gaz z kontraktu jamalskiego dla Polski jest w tej chwili jedną z najwyższych w Europie. Każdy realny i praktyczny sposób na zdywersyfikowanie tych dostaw dla Polski spowoduje, że cena dla naszego kraju z każdego kierunku będzie niższa – przekonuje minister Naimski.

Kontrakt jamalski zobowiązuje PGNiG do kupowania 8 mld m sześc. rocznie, ale można tę ilość zwiększyć do ponad 10 mld. Jest też możliwość ograniczenia zakupów do niezbędnego minimum, kiedy gaz jest za drogi. Od kiedy mamy odpowiednie rury i gazoport, potrzebną ilość możemy dokupić na zachodnioeuropejskich giełdach albo w formie gazu LNG. Tymczasem od kilku miesięcy PGNiG importuje rosyjski gaz na najwyższych obrotach. Rury na wschodniej granicy w Wysokoje, Drozdowiczach i Kondratkach, przez które tłoczony jest gaz z kontraktu jamalskiego, są wypełnione w 100 proc. swoich możliwości. Branża gazowa jest tym nieco zdziwiona, bo w środku zimy rury były wykorzystywane najwyżej w 60 proc., a teraz, gdy nadeszły upały, ruszył import na niespotykaną skalę. W tym samym czasie gazociągi na zachodniej granicy świecą pustkami.

Wygląda na to, że minister Naimski mówi jedno, a robi drugie. Rosyjski gaz nie jest tak drogi, jak opowiada, bo cena jest pochodną niskich cen ropy, jakie obowiązywały w minionych miesiącach – tłumaczy jeden z menedżerów z branży gazowej. Dodaje, że oświadczenie ministra wygląda na próbę manipulacji rynkowej, zakazanej przez unijne rozporządzenie w sprawie integralności i przejrzystości hurtowego rynku energii.

Na polskim rynku rodzi się konkurencja i coraz więcej firm zajmuje się importem i handlem gazem. Starają się przełamywać monopol PGNiG, co nie jest łatwe. Z czasem będą wypierać PGNiG z rynku, zwłaszcza jeśli państwowy koncern będzie musiał angażować się w kosztowne polityczne projekty.

Fantazja gazowa

Kosztów zresztą nikt nie liczy. Nie wiadomo, ile trzeba będzie zapłacić za podmorski gazociąg Baltic Pipe do Danii i czy Dania sama zdecyduje się na budowę dalszego ciągu, czyli własnej rury do Norwegii. Bez tego Korytarz Norweski nie powstanie. Obaj Woźniakowie tłumaczą, że PGNiG potrzebuje tego połączenia, bo swój norweski gaz chciałby jakoś przesłać do kraju. Dziś musi go sprzedawać na terenie Niemiec. Nie ma go wiele, rury nie wypełni, ale są plany zakupu kolejnych złóż.

Polski koncern nie chce przesyłać swojego surowca przez gazociągi niemieckie do Polski, bo wtedy wpuści w rurę polski gaz, a na naszej granicy może pojawić się rosyjski. Co gorsza, Duńczycy, słysząc o rurze do Polski, deklarują, że wejdą do interesu pod warunkiem, że będą mogli sprowadzać za naszym pośrednictwem... rosyjski gaz. Słowem realizuje się koszmar ministra Naimskiego, który oficjalnie nie może temu zapobiec, bo takie jest unijne prawo. Zresztą nie wiadomo, czy znajdą się inni chętni na norweski gaz sprowadzany podmorską rurą, który tani nie będzie. Podobnie jak gaz LNG. Już krążą legendy, ile nas będzie kosztował surowiec z Kataru.

Wojciech Jakóbik, ekspert energetyczny Instytutu Jagiellońskiego, alarmuje, że projekt gazowego Międzymorza może upaść, bo istnieje obawa, że nie znajdą się chętni na nasz gaz Gazprom-free. Czesi, Słowacy, Węgrzy, Austriacy nie mają takich problemów z kupowaniem rosyjskiego gazu. Dla nich liczy się cena i pewność dostaw. Dlatego, twierdzi ekspert, może ziścić się wizja prezydenta Putina, który komentując wypowiedź Naimskiego, stwierdził, że jeśli Polacy nie chcą kupować gazu od Gazpromu na Wschodzie, to kto inny sprzeda im gaz, ale i tak będzie to gaz rosyjski.

Część ekspertów pomysł Bramy Północnej i gazowego Międzymorza uznaje za kolejny wirtualny projekt, którego nawet sami autorzy nie traktują poważnie. Będzie się o nim dużo mówiło, ale mało robiło. Bo to biznesowa fantastyka, a polska gospodarka nie udźwignie dodatkowych kosztów, jakie mogłyby się wiązać z jej realizacją.

Taki los spotkał inny polityczny projekt: naftociągu Odessa-Brody-Płock-Gdańsk i „kaspijskiego korytarza transportowego”. Ropa z Azerbejdżanu i Kazachstanu miała być transportowana przez Kaukaz, potem wieziona tankowcami do Odessy, skąd dalej miała być tłoczona do Gdańska. To był kiedyś ukochany projekt Piotra Naimskiego i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nikt już o nim nie pamięta. A Orlen, kierowany przez Wojciecha Jasińskiego, podpisał niedawno kolejny kontrakt na import ropy z Rosji.

Polityka 25.2016 (3064) z dnia 14.06.2016; Rynek; s. 51
Oryginalny tytuł tekstu: "W oparach gazu"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną