Droga do lepszego gazowego świata, wolnego od rosyjskiego Gazpromu, wiedzie przez Bramę Północną. Brama powstanie na plażach Bałtyku. Jeden z filarów wielkiego projektu gospodarczego już tam jest. To gazoport, czyli terminal do odbioru gazu skroplonego LNG w Świnoujściu. Resztę elementów obecny rząd planuje zbudować. Zwłaszcza pilną sprawą jest gazociąg Baltic Pipe, łączący Polskę, za pośrednictwem Danii, z podmorskimi złożami gazowymi na szelfie norweskim. W tych złożach polski PGNiG ma swój udział. Wydobywa tam 0,6 mld m sześc. gazu rocznie. Niewiele, ale to dopiero początek.
Rewolucja gazowa jest na wysokiej pozycji w hierarchii gospodarczych celów PiS. Premier Szydło już w tej sprawie jeździła do Norwegii i Danii. Minister Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, ogłosił, że mamy polityczne zielone światło dla budowy Korytarza Norweskiego.
Podmorski gazociąg to ukochany projekt Naimskiego – głównego stratega energetycznego PiS. Próbował go realizować już dwa razy, za czasów rządu Jerzego Buzka, a potem Jarosława Kaczyńskiego. Jednak dziś jeden gazoport i rura to dla niego za mało. Dlatego trzecim elementem Bramy Północnej stanie się kolejny gazoport, czyli pływający terminal LNG w Zatoce Gdańskiej. Jego budowę zapowiedziała już premier Szydło.
Tymczasem pierwszy Gazoport im. Lecha Kaczyńskiego, uruchomiony niedawno w Świnoujściu (pierwsza dostawa gazu w lipcu), będzie w stanie odebrać 5 mld m sześc. rocznie ze statków przywożących skroplony gaz, a po zapowiadanej rozbudowie nawet 7,5–10 mld m sześc. Podmorskim gazociągiem z Norwegii ma docierać do Polski 7–10 mld m sześc., a projektowany pływający terminal LNG to kolejne 1,5 mld m sześc. (lub 10, jeśli budowa Baltic Pipe nie dojdzie do skutku).