Ten podatek francuskiemu budżetowi w wielkim stopniu nie pomoże, ale ma mieć wymiar symboliczny. Każda duża firma działająca w sferze będzie płacić 3 proc. od swoich francuskich obrotów i to już za ten rok. Okazuje się, że Francja chce być europejskim liderem, a w zasadzie pionierem w walce z optymalizacją podatkową stosowaną przez Amazona, Facebooka czy koncern Alphabet, właściciela Google i YouTube’a. W tym roku francuski rząd planuje zebrać 400 mln euro, ale zapewnia, że z tego podatku zrezygnuje, gdy tylko Unia Europejska wypracuje wspólne stanowisko.
Czytaj także: Hej, Google, będziesz grzeczniejszy?
Komu na rękę GAFA?
Na to jednak szanse są niewielkie, bo niedawno kilka krajów, takich jak Szwecja i Irlandia, zablokowało prace nad ogólnounijnym podatkiem nakładanym na technologiczne korporacje. W rozkroku stoją Niemcy, którzy z jednej strony nie chcą robić Francji na złość, ale równocześnie boją się, że w ramach odwetu więcej stracą, niż zyskają na takim podatku. Bo reszta świata chętnie opodatkuje niemieckie koncerny eksportujące na ogromną skalę samochody czy maszyny. A pierwszy będzie Donald Trump, który już wziął Francję na celownik. Jego współpracownicy grzmią, że nowy podatek jest skierowany głównie przeciw amerykańskim firmom i będzie zagrożeniem dla amerykańskich miejsc pracy.
Chociaż podatek ochrzczony mianem „GAFA” (Google, Amazon Facebook, Apple) dotknie ok. 30 firm działających na francuskim rynku, w tym europejskich, ma przede wszystkim zmusić tych największych do dzielenia się z lokalnym fiskusem swoimi ogromnymi zyskami.