W punktach obsługi klienta firm energetycznych w ostatnich dniach zrobił się spory tłok i zamieszanie. Właśnie minął termin składania wniosków o prawo do zachowania niższej ceny energii w drugiej połowie 2019 r. Dotyczy to mikro- i małych przedsiębiorców (zatrudniających średnio rocznie do 50 osób), a także niektórych instytucji wyliczonych w ustawie prądowej, w tym m.in. szpitali i instytucji samorządowych.
Odbiorców indywidualnych korzystających z energii w swoich domach (według taryfy G) sprawa ta nie dotyczy. Oni nie muszą niczego składać i tak mają do końca 2019 r. ustawowo zagwarantowane ceny z czerwca ubiegłego roku. Średnie i duże przedsiębiorstwa mogą składać wnioski o pomoc de minimis (to pomoc publiczna, która nie musi być notyfikowana w KE, o ile nie przekracza 200 tys. euro w ciągu trzech lat). Firmy energochłonne muszą się modlić o obiecane dla nich specjalne rekompensaty, na razie dopiero projektowane.
Czytaj także: Ceny prądu wychodzą z zamrażarki
Wyborcy zapłacą po wyborach
Jeśli ktoś się w tej wyliczance pogubił, to niech się pocieszy, że nie on jeden. Uchwalona w grudniu ubiegłego roku ustawa o cenach prądu była już dwa razy nowelizowana, długo trwało wydawanie aktów wykonawczych, toczyły się negocjacje z Komisją Europejską. Takiej operacji UE jeszcze nie widziała, by na potrzeby kampanii państwo tworzyło iluzję, że ceny energii elektrycznej nie rosną, choć są coraz wyższe. Oczywiście koniec końców odbiorcy je zapłacą. Ale już po wyborach.
Kto nie zdążył złożyć wniosku
Ministerstwo Energii kuglowało, bo trzeba było tworzyć zasłonę dymną dla Brukseli, odbiorców i firm energetycznych. Więc kiedy w ostatniej chwili okazało się, że najmniejsi przedsiębiorcy, żeby uniknąć przez najbliższe miesiące wysokich cen (w niektórych przypadkach nawet prawie dwukrotnie wyższych), muszą składać wnioski, zostało mało czasu i większość ich nie złożyła. Na dodatek nie było wiadomo, czy można je składać online, pocztą czy tylko osobiście.
Portal WysokieNapiecie.pl ocenia, że spośród mikroprzedsiębiorców, których jest ok. 2 mln, i małych (57 tys.) wnioski w terminie złożyło zaledwie ok. 30 proc. Teraz będzie zamieszanie, będą protesty i odwołania, bo nagle okaże się, że trzeba rywalizować z konkurentem, który ma dużo tańszy prąd.
9 mld zł za iluzję na potrzeby kampanii wyborczej
Najgorsze jest to, że ta wielka, skomplikowana i kosztowna operacja (mówi się o 9 mld zł) niczego nie rozwiązuje. Nie spowoduje, że ceny trwale spadną, bo nie spadną. Nie przybędzie też nowych mocy w elektrowniach ani nowych linii energetycznych, których tak brakuje. W przyszłym roku musimy się przygotować na spore podwyżki. W tym roku niektórzy skorzystają z prądu plus, w przyszłym będzie minus. Wiadomo – jak jest plus, jest też minus, każdy elektryk o tym wie.
Czytaj także: Z czego najbardziej zapamiętamy 2018 r.? Walka o prąd