Na pierwszy rzut oka kwietniowe dane robią duże i negatywne wrażenie. Spadek zatrudnienia w ujęciu rocznym o –2,4 proc., dużo gwałtowniejszy niż w poprzednim kryzysie, zatrudnienie najniższe od grudnia 2018 r. Czy to oznacza, że rządowe tarcze antykryzysowe nie ochroniły miejsc pracy? Niekoniecznie, choć w danych Głównego Urzędu Statystycznego faktycznie widzimy ich wpływ.
Czytaj także: Przerywany stosunek pracy
Spadek zatrudnienia bez wypowiedzeń?
GUS zbiera dane, wysyłając szczegółowe ankiety do przedsiębiorców (wszystkich zatrudniających powyżej 50 pracowników i do próby małych firm zatrudniających od 10 do 49 osób). Prosi ich o podanie średniego stanu zatrudnienia w poprzednim miesiącu w przeliczeniu na pełne etaty i z wyłączeniem osób przebywających na urlopach bezpłatnych, rodzicielskich, wychowawczych, a także na zwolnieniach z tytułu choroby lub opieki. Oznacza to, że odjęto m.in. pracowników, którzy opiekują się dziećmi w okresie zamknięcia szkół i przedszkoli i pobierają specjalny zasiłek opiekuńczy. Ile to osób? To jak na razie wie tylko wypłacający zasiłki ZUS, który publikuje dane z opóźnieniem. Ankietowani nie wliczyli też pracowników na zwolnieniach np. w związku z obowiązkową kwarantanną (w kwietniu było 127 tys. takich osób, choć nie wiemy, ile z nich jest zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw).
Ponadto wiele firm skorzystało z programu dopłat do wynagrodzeń, któremu zwykle towarzyszy redukcja czasu pracy – według Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej na początku maja dopłatami było objętych 440 tys.