Na razie najważniejszym przewoźnikiem w naszym kraju będzie Wizz Air – linia niskokosztowa (popularnie zwana tanią), z siedzibą na Węgrzech, kontrolowana przez amerykański fundusz inwestycyjny Indigo Partners. Wizz Air szczyci się dużymi rezerwami finansowymi i z koronakryzysu chce wyjść jako jeden z pierwszych. Dzisiaj wznowił część lotów z Polski, podczas gdy Ryanair zrobi to w najbliższy weekend (choć w bardzo ograniczonym zakresie), za to LOT wróci do międzynarodowych połączeń prawdopodobnie dopiero w lipcu.
Czytaj także: Szach mat. Polski rząd niestrudzenie wykańcza Lot
LOT walczy sam ze sobą
Na absurd zakrawa sytuacja, w której narodowy przewoźnik nie jest liderem powrotu do latania z Polski po tym, jak wreszcie kończy się trzymiesięczny rządowy zakaz. To on sprawił, że uniemożliwiono Polakom powroty do kraju regularnymi połączeniami, zmuszając ich do podróży dużo dłuższych, droższych i bardzo uciążliwych.
To oczywiście tylko element niezwykle chaotycznego zarządzania branżą lotniczą w naszym kraju. O ile Lufthansa czy Air France dokładnie znają warunki pomocy publicznej od swoich rządów, o tyle LOT wciąż czeka. Rząd z jednej strony obiecuje wsparcie, ale nie wyklucza prawnych sztuczek, czyli upadłości przewoźnika i stworzenia na jego gruzach nowego. Do tego porozumienie ws. obniżenia wynagrodzeń dla pracowników wciąż nie jest podpisane ze wszystkimi związkami zawodowymi działającymi w firmie.