Zapowiedziane przez premiera poprawki do ustawy futerkowej nie zniechęciły rolników do wtorkowej manifestacji w Warszawie. Chociaż jednak była mniej liczna, niż zapowiadano – działacze związków rolników mówili nawet o 20 tys. – to determinacja protestujących nie wydaje się mniejsza. Żądają od Senatu, który zajmuje się ustawą, całkowitego odrzucenia projektu. PiS mięknie.
Czytaj też: Czy piątka dla zwierząt czyni nas szlachetniejszymi?
Premier proponuje poprawki
Dzień wcześniej premier Morawiecki zaproponował poprawki do ustawy. Z zakazu uboju rytualnego na eksport byłby wyłączony drób. Nie bardzo wiadomo, dlaczego ból zabijanej bez ogłuszania krowy jest dla premiera ważniejszy niż kurczaków. Bo są mniejsze i dlatego mniej je boli? Protestujący słusznie przypuszczają, że chodzi po prostu o to, żeby ich podzielić. Skłonić drobiarzy, żeby zostali w domu.
Druga zaproponowana poprawka miała udobruchać hodowców trzody chlewnej, tym bardziej że zakaz uboju rytualnego ich nie dotyczy. Tę grupę rozjuszył zapis w projekcie, który pozwalał organizacjom walczącym o prawa zwierząt kontrolować hodowle i sprawdzać, jak traktowane są zwierzęta. Wiadomo, że na fermach przemysłowych nieludzko, ale tak jest efektywniej, dzięki temu mięso jest tańsze. Jako konsumenci nie chcemy o tym pamiętać.
PiS wyraził gotowość do rezygnacji z tego zapisu. Prawo kontroli ferm miałyby bliżej nieokreślone inspekcje, ale już nie organizacje takie jak Animalsi.