Dzisiejsza uchwała siedmiu sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego ma wprowadzić jednolite orzecznictwo w kwestii wzajemnych roszczeń między kredytobiorcami frankowymi a bankami, które pożyczyły im pieniądze. Odpowiadając na skargę Rzecznika Finansowego (który to zresztą urząd jest zagrożony likwidacją), Sąd Najwyższy podtrzymał swoje wcześniejsze stanowisko. Opowiedział się za tzw. teorią dwóch kondykcji, a przeciw teorii salda. W praktyce oznacza to, że roszczenia klientów wobec banków i banków wobec klientów są odrębne.
Czytaj także: Frankowicze i banki wstrzymują oddech, Trybunał się uchyla
Co ws. kredytów frankowych zdecydował SN?
Klient zatem, wnosząc o unieważnienie umowy, może żądać zwrotu całej do tej pory zapłaconej bankowi kwoty (kapitał plus odsetki). Jeśli rzeczywiście dojdzie do takiego unieważnienia, bank musi osobno zażądać zwrotu wypłaconego kapitału. Nie ma tu żadnych automatycznych rozliczeń dokonywanych przez sędziego, czyli na przykład odejmowania roszczeń klienta od roszczeń banku. Z drugiej strony bieg przedawnienia zaczyna się w chwili wyroku. Nie ma zatem dla banku ryzyka, że jego roszczenie o zwrot kapitału się przedawniło.
Porządek we frankowym chaosie
Już za kilka dni, 11 maja, cała Izba Cywilna Sądu Najwyższego zajmie się innymi, bardzo ważnymi kwestiami frankowymi. To orzeczenie jest oczekiwane z ogromnym napięciem, zarówno przez banki, jak i kredytobiorców. Sędziowie mają ocenić, co należy robić w przypadku nielegalnych klauzul w umowach – czy zamiast unieważniania można takie umowy utrzymać, ale na innych warunkach, na przykład jako kredyty złotowe.