Powodem są obawy dotyczące losu niektórych gatunków myszy i nietoperzy występujących na lądowym odcinku planowanego gazociągu o długości 210 km, prowadzącego przez Jutlandię oraz wyspy Fionia i Zelandia. Radykalni duńscy obrońcy środowiska skupieni w inicjatywie „Baltic Pipe Nej Tak” („Baltic Pipe – dziękuję, nie”) od dawna próbują zablokować polsko-duńską inwestycję gazową. Tym razem wykorzystali przepisy unijnej dyrektywy siedliskowej chroniącej rzadkie gatunki zwierząt żyjących na tym terenie. Jednak tak naprawdę nie chodzi im o myszy i nietoperze, ale o sam gaz. To paliwo kopalne, dlatego inwestycje z nim związane uważają za działanie na szkodę środowiska. Więc walczą.
Czytaj także: Czy PGNiG przeprosi się z Gazpromem?
Cios w polskie bezpieczeństwo energetyczne
Choć decyzja wstrzymująca budowę nie ma charakteru ostatecznego i dotyczy duńskiego operatora gazociągowego Energinet, w Polsce uznana została za cios wymierzony w nasze bezpieczeństwo energetyczne. Baltic Pipe to polski sztandarowy projekt, realizacja marzenia ministra Piotra Naimskiego, głównego stratega energetycznego PiS, który próbuje go realizować już po raz trzeci. Duńczycy przyłączyli się, bo uznali, że za polskie pieniądze uda im się rozbudować własną sieć gazociągową, a przy okazji zyskają możliwość eksportu swojego gazu do Polski.
Sukces wydawał się blisko, bo budowa podmorskiego odcinka Polska–Dania właśnie rusza. Tymczasem teraz nie wiadomo, czy wszystko się nie wykolei, skoro nie wiadomo, czy myszy nie zablokują budowy na dłużej albo nie doprowadzą do zmiany przebiegu trasy przez duńskie wyspy.