Rynek

Rosja bankrutem? Nie tak szybko

Rosyjska waluta, rubel, powoli się stabilizuje. Rosyjska waluta, rubel, powoli się stabilizuje. 404045 / PantherMedia
Problemem dla Rosjan jest dzisiaj przede wszystkim inflacja i ograniczenie dostępu do części produktów. Jednak nie oznacza to od razu gospodarczej ruiny.

Przed rosyjską inwazją na Ukrainę jeden dolar kosztował ok. 70–80 rubli. Na przełomie lutego i marca rosyjska waluta bardzo się osłabiła, dochodząc do poziomu 140 rubli za dolara. Jej kurs wciąż jest mało stabilny, jednak w tej chwili dolar wart jest nieco ponad 90 rubli, a zatem powoli zbliża się do notowań sprzed agresji. W połowie marca wydawało się, że Rosja formalnie zbankrutuje, czyli przestanie obsługiwać swoje zadłużenie zagraniczne. Nic takiego jednak na razie się nie wydarzyło i według Rosjan nie wydarzy, jeśli tylko Zachód nie odetnie ich kompletnie od międzynarodowych kanałów finansowych. Dlaczego?

Czytaj także: Co z sankcjami? Rosyjski imposybilizm PiS

Kwestia prestiżu

W rzeczywistości sytuacja gospodarcza Rosji nie jest ani tak dobra, jak twierdzi putinowska propaganda, ani tak zła, jak chciałby to widzieć demokratyczny świat potępiający rosyjską inwazję. Dla Putina uniknięcie formalnego bankructwa ma ogromne znaczenie prestiżowe, bo niewypłacalność przypomniałaby i światu, i samym Rosjanom o 1998 r. Wówczas Rosja, przeżywająca ogromny kryzys gospodarczy, przestała spłacać swoje długi. Rosjanom tamte schyłkowe czasy Jelcyna kojarzą się jak najgorzej, a Putin swoją pozycję zbudował właśnie na obietnicy, że nigdy już się nie powtórzą.

Dla zwykłych Rosjan jego rządy to najpierw wychodzenie z tamtego kryzysu, a potem stopniowe bogacenie się społeczeństwa – może i bardzo nierówne i niesprawiedliwe, ale pozostające w ogromnym kontraście z przerażającą biedą i politycznym chaosem lat 90. Dla świata Rosja wtedy była mimo wszystko demokratyczna, ale dla Rosjan to państwo upadłe.

Czytaj także: Drożyzna wojenna. Rachunek za Ukrainę będzie wysoki

Stabilizacja rubla

Przed rozpętaniem najnowszej wojny Rosja dysponowała ok. 640 mld dol. rezerw walutowych. Prawie połowa tej kwoty znajdowała się w krajach, które wprowadziły sankcje, więc została zamrożona. Jednak Rosja wciąż ma dostęp do zasobów zgromadzonych w tzw. państwach przyjaznych, jak Chiny. Kraj zatem ma środki na bieżącą spłatę swoich zobowiązań, a poza tym cały czas dostaje nowe dewizy – przede wszystkim dzięki sprzedaży surowców energetycznych. Rosyjskie koncerny, jak Gazprom czy Rosnieft, muszą za większość otrzymanych od kontrahentów euro czy dolarów kupować ruble, dzięki czemu stabilizują kurs lokalnej waluty.

Putin próbuje zmusić tzw. kraje nieprzyjazne (głównie Unii Europejskiej), aby same najpierw kupowały na rynku ruble, a następnie tymi rublami płaciły za ropę i gaz. Ma to dla niego znaczenie propagandowe, ale w rzeczywistości niewiele zmienia. Bo już teraz to tak naprawdę państwa importujące od Rosjan bogactwa naturalne zarówno stabilizują kurs rubla, jak i zapewniają Rosji środki na spłatę międzynarodowych zobowiązań.

Czytaj także: Finansujemy Putina, bo czym zastąpić nagle 7–8 mln ton rosyjskiego węgla rocznie?

Niskie zadłużenie

Warto też pamiętać, że Rosja wcale nie jest krajem o ogromnym zadłużeniu zagranicznym. Przeciwnie, sytuacja budżetowa Rosji była dotąd uważana za dobrą, a sam kraj inwestorzy oceniali jako stosunkowo wiarygodny. Przed agresją na Ukrainę dług publiczny Rosji wynosił zaledwie ok. 20 proc. PKB. Teraz nieco wzrósł z powodu osłabienia rubla, ale to wciąż wyjątkowo niski poziom, skoro w Stanach Zjednoczonych czy krajach południa Europy zadłużenie wyraźnie przekracza 100 proc. PKB, a w Japonii nawet 200 proc.

Oznacza to, że ewentualne bankructwo Rosji nie wstrząsnęłoby światowym systemem finansowym, ale też odcięcie Rosji od międzynarodowych rynków nie byłoby dla niej końcem świata. Reżim Putina dobrze wykorzystał koniunkturę na swoje surowce, a Rosjanie wcale nie żyli dotąd ponad stan. A to oznacza, że budżet ma środki na rozszerzenie pomocy socjalnej, aby zwłaszcza uboższym zrekompensować wyższą inflację.

Alternatywni odbiorcy surowców

Zwłaszcza w naszej części Europy nie brakuje głosów wzywających do wprowadzenia pełnego embarga na import z Rosji, obejmującego wszystkie surowce energetyczne. Miałoby to na tyle osłabić gospodarkę, aby nie była w stanie finansować wojny. I znów rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż proste tezy. Gdyby Europa przestała od Rosji kupować ropę, gaz i węgiel, byłby to rzeczywiście poważny problem dla Putina. Ale już teraz Rosja szuka alternatywnych odbiorców swoich surowców i ma w ręku potężny atut. Świadczą o tym np. kontakty z Indiami, które do niedawna prawie nie kupowały rosyjskiej ropy, a teraz zaczęły zwiększać import z tego kierunku.

Rosjanie mogą też oczywiście liczyć na Chińczyków, którzy potrzebują ogromnych ilości surowców energetycznych. Rosja musi zaoferować cenę nieco niższą od tej na światowych rynkach, ale to dla niej niewielka strata, skoro i tak notowania ropy czy gazu są na bardzo wysokim poziomie. Pamiętajmy, że sankcje wprowadziła stosunkowo niewielka część świata, a praktycznie cała Azja poza Japonią zachowuje neutralność i nadal handluje z Rosją. Chiny czy Indie chętnie kupią rosyjską ropę, zwłaszcza gdy oznaczać to będzie dla nich spore oszczędności.

Czytaj także: Jak się szybko rozwieść z Rosją? UE chce iść na wspólne zakupy

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną