Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Dyskonty wygrały z PiS bitwę o handel. Wrócą niedziele handlowe?

Paradoksalnie ostatnie lata to wręcz triumfalny pochód sieci handlowych, zwłaszcza dyskontów oraz polskiego Dino. Paradoksalnie ostatnie lata to wręcz triumfalny pochód sieci handlowych, zwłaszcza dyskontów oraz polskiego Dino. xxxPATRIK / PantherMedia
Duże sieci liczą, że nowa koalicja zgodnie z obietnicami szybko pozwoli otwierać sklepy w niedziele. Jednak zmianę przepisów z pewnością spróbuje zablokować prezydent.

Bilans ostatnich ośmiu lat dla dużych sieci handlowych? Z jednej strony były nieustannie atakowane przez PiS, który obarczył je nowym podatkiem liczonym od obrotów (przerzuconym oczywiście na klientów), a wprowadzając zakaz pracy w niedziele, liczył na osłabienie pozycji supermarketów i dyskontów oraz wzmocnienie małych sklepów. Jednak nic takiego się nie stało. Paradoksalnie ostatnie lata to wręcz ich triumfalny pochód, zwłaszcza dyskontów oraz polskiej sieci Dino. Zamykanie sklepów w niedziele wcale nie zaszkodziło najpotężniejszym graczom, którzy po prostu przekonali klientów, że opłaca się robić większe zakupy w inne dni tygodnia. Pandemia dodatkowo wzmocniła Biedronkę (ponad 3,3 tys. punktów) czy Lidla (prawie 900 sklepów), a ich największym sojusznikiem okazała się wysoka inflacja. To właśnie dzięki niej czołowe sieci mogły prześcigać się w zapewnianiu Polaków, że u nich – mimo wszystko – i tak jest stosunkowo tanio. Nawet jeśli często nie była to wcale prawda, bo sprzedawcy wykorzystali wszechobecną drożyznę do poprawy swoich marż.

Spór o niedzielny handel

Nie znaczy to oczywiście wcale, że wynik wyborów nie cieszy dużych sieci. Zwłaszcza że PiS tradycyjnie już próbował w kampanii strategii bitwy o handel. Obiecywał, że po wyborach ograniczy sprzedaż marek własnych (a to przecież podstawa sukcesu szczególnie dyskontów) i wprowadzi lokalną półkę, chociaż nie dowiedzieliśmy się, jaka ma być definicja tych „lokalnych” produktów. Pojawiały się też pomysły związkowców z Solidarności, którzy chętnie poszliby za ciosem i ograniczyli czas pracy sklepów codziennie. A premier Morawiecki wyśmiewał się z Lidla i jego promocji, porównując je do polityki Platformy Obywatelskiej.

W kampanii jednak zdecydowanie najważniejszym punktem sporu był niedzielny handel, którego ograniczenie stanowiło wyjątkowy powód do dumy dla tandemu PiS-Solidarność. Teoretycznie przyszli koalicjanci są zgodni z większością Polaków: przepisy trzeba zliberalizować. Obecnie niedziel handlowych w roku jest tylko siedem, a tym razem będzie ich zapewne sześć, bo ta ostatnia wypada w… Wigilię. Ale trudno przewidzieć, jak dokładnie będzie wyglądał nowy kompromis. Koalicja Obywatelska chce pozwolić otwierać sklepy w każdą niedzielę, za to Trzecia Droga mówi na razie o dwóch w miesiącu. Obie te siły, podobnie jak Lewica, obiecują każdemu pracownikowi sektora dwie wolne niedziele na miesiąc oraz przynajmniej dwukrotną stawkę godzinową dla tych, którzy mają pracować w ten dzień tygodnia.

Czy zatem już niedługo duże sklepy będą czekać na klientów siedem dni w tygodniu jak przed dojściem do władzy PiS? Niekoniecznie. Zmiany w przepisach z pewnością zawetuje prezydent Duda, gorący zwolennik obecnych ograniczeń. A przełamanie jego weta, nawet przy wsparciu Konfederacji, będzie praktycznie niemożliwe przy zdyscyplinowanym PiS i jego przystawkach. Pozostanie twórcza interpretacja obecnej, w wielu miejscach kuriozalnej, ustawy. Niektóre sklepy próbują od dawna wykorzystywać różne niejasne sformułowania i działać w niedziele jako np. wypożyczalnie sprzętu sportowego albo czytelnie. Dotąd takie praktyki ścigała Państwowa Inspekcja Pracy, a ministrowie grozili niepokornym handlowcom surowymi konsekwencjami. Być może wkrótce także duzi gracze przestaną się bać i zaczną jawnie obchodzić niedzielny zakaz. Wiele zależy oczywiście od przekazu nowego rządu i jego reakcji na blokadę ze strony Pałacu Prezydenckiego. PiS stworzył taki prawny bubel, że pole do jego interpretacji zależy w dużej mierze od politycznej woli.

Czytaj także: Polak potrafi, czyli jak handlować w niedzielę

Kto w handlu przeżył poprzednie rządy, już się nie boi

Bez względu na kwestie niedziel sytuacja w handlu zasadniczo się nie zmieni mimo nowego układu rządzącego. Wciąż słabnąć będą hipermarkety – ofiary zmiany zwyczajów zakupowych Polaków. Nadal rosnąć w siłę będą dyskonty i najlepiej zarządzane sieci supermarketów. Małe sklepy mogą przetrwać, ale tylko w ramach kontrowersyjnych układów franczyzowych, z których zdecydowanie najważniejszym jest Żabka. PiS planował ustawę mającą ponoć chronić interesy franczyzobiorców, jednak nie wiadomo, czy będzie ona priorytetem dla nowej koalicji. Z pewnością i ona spróbuje twardej retoryki, by przekonywać, że chroni polskich dostawców i producentów. Na przykład KO w kampanii – zapewne pod wpływem Agrounii – powtarzała, że przynajmniej połowa „strategicznych produktów żywnościowych” sprzedawanych w Polsce ma być u nas wytwarzana. Handel po ośmiu latach PiS na takie deklaracje, jawnie sprzeczne z prawem unijnym i w zasadzie niemożliwe do wyegzekwowania, nauczył się reagować ze stoickim spokojem. Komu udało się przeżyć kończące się rządy i spokojnie rozwijać przez ten czas swój biznes, ten już raczej niczego i nikogo się nie boi.

Czytaj także: Co by tu „przeczytać” w niedzielę? Biedronka kpi z przepisów PiS

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną