Making America rich again, czyli lekcja trumponomiki. Cła na stal i aluminium to początek
Rosja miała kiedyś Józefa Stalina, „genialnego językoznawcę”, człowieka, który znał się na wszystkim – i to w takim stopniu, że nikt nie ośmielił się znać się lepiej. Korea Północna miała wielkiego wodza Kim Ir Sena, a potem syna i wnuka, bo u nich mądrość była dziedziczna, których myśli porażały swą głębią największe umysły tego kraju. Ameryka też doczekała się takiego geniusza, wodza i mędrca, któremu armia amerykańskich noblistów może buty czyścić. Niemal codziennie z Gabinetu Owalnego, z pokładu Air Force One w drodze na Florydę czy ze swojego konta we własnym serwisie Truth Social daje wykłady na tematy wszelakie. Ale szczególnie upodobał sobie ekonomię. Ekonomiści są porażeni, bo okazuje się, że wszystkie ich teorie nadają się na śmietnik, skoro każdy problem można rozwiązać przy pomocy taryfy celnej. I to nie traktowanej jako szczególnie wyrafinowane narzędzie, ale jak młot, którym można rozgnieść cały handel zagraniczny.
Czytaj także: Trump rozwibrowuje światową gospodarkę. Bo może. Poczujemy jego ciężką rękę
Making America rich again
Okazuje się – jak głosi prezydent USA – że ci, którzy eksportują cokolwiek do Stanów Zjednoczonych, robią to, żeby okradać Amerykanów z ich bogactwa, niszczyć przemysł i pozbawiać miejsc pracy. I on to odkrył, dlatego musi położyć temu tamę, co zapewni ogromne dochody państwu, a przemysł amerykański rozkwitnie.