Nowy pomysł na dopłaty do mieszkań jest kuriozalny. I bez szans, bo koalicja nie może się dogadać
Minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk nie poddaje się. W ubiegłym tygodniu zaprezentował zmienione założenia nowego programu mieszkaniowego. Nie ma w nim już co prawda kontrowersyjnego Kredytu na Start (zwanego potocznie Kredytem 0 proc.), są za to Pierwsze Klucze. Ale w poniedziałek zdążyła już negatywnie ocenić je szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Mamy więc w rządzie po raz kolejny spór w ramach Trzeciej Drogi. O ile PSL podkreśla, że trzeba pomóc przynajmniej niektórym młodym w zakupie pierwszego mieszkania, o tyle Polska 2050 jest stanowczo przeciwna jakimkolwiek dopłatom.
Czytaj także: Deweloperzy cen nie obniżają, bo nie muszą. „Chyba że jesteś bogaty, wtedy możesz się targować”
Pierwsze Klucze bez rynku pierwotnego
Pierwsze Klucze miały wytrącić z ręki koronny argument wszystkim przeciwnikom dopłacania do kredytów mieszkaniowych z publicznych środków. Minister Paszyk stwierdził, że ze wsparcia nie skorzystają deweloperzy, więc wykluczył cały rynek pierwotny. Dopłaty do rat kredytów miałyby dotyczyć jedynie kupujących na rynku wtórnym. I objęłyby tylko te lokale, które nie zmieniały właścicieli przez przynajmniej pięć ostatnich lat (to cios we fliperów). Poza tym pojawiłyby się limity zarobków (6,5 tys. zł netto dla singli, 9,5 tys. zł dla par, kolejne 2 tys. zł na każde dziecko) i cenowe – 10 tys.