Rynek

Nowy pomysł na dopłaty do mieszkań jest kuriozalny. I bez szans, bo koalicja nie może się dogadać

Minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk zaprezentował zmienione założenia nowego programu mieszkaniowego. Minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk zaprezentował zmienione założenia nowego programu mieszkaniowego. Raul Petri / Unsplash
Z tańszych kredytów mieliby skorzystać tylko kupujący lokale na rynku wtórnym – to najnowszy pomysł ministra z PSL, który już skrytykowała jego koleżanka z Polski 2050. Po raz kolejny spór o dopłaty do rat może zablokować cały rządowy program mieszkaniowy.

Minister rozwoju i technologii Krzysztof Paszyk nie poddaje się. W ubiegłym tygodniu zaprezentował zmienione założenia nowego programu mieszkaniowego. Nie ma w nim już co prawda kontrowersyjnego Kredytu na Start (zwanego potocznie Kredytem 0 proc.), są za to Pierwsze Klucze. Ale w poniedziałek zdążyła już negatywnie ocenić je szefowa resortu funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. Mamy więc w rządzie po raz kolejny spór w ramach Trzeciej Drogi. O ile PSL podkreśla, że trzeba pomóc przynajmniej niektórym młodym w zakupie pierwszego mieszkania, o tyle Polska 2050 jest stanowczo przeciwna jakimkolwiek dopłatom.

Czytaj także: Deweloperzy cen nie obniżają, bo nie muszą. „Chyba że jesteś bogaty, wtedy możesz się targować”

Pierwsze Klucze bez rynku pierwotnego

Pierwsze Klucze miały wytrącić z ręki koronny argument wszystkim przeciwnikom dopłacania do kredytów mieszkaniowych z publicznych środków. Minister Paszyk stwierdził, że ze wsparcia nie skorzystają deweloperzy, więc wykluczył cały rynek pierwotny. Dopłaty do rat kredytów miałyby dotyczyć jedynie kupujących na rynku wtórnym. I objęłyby tylko te lokale, które nie zmieniały właścicieli przez przynajmniej pięć ostatnich lat (to cios we fliperów). Poza tym pojawiłyby się limity zarobków (6,5 tys. zł netto dla singli, 9,5 tys. zł dla par, kolejne 2 tys. zł na każde dziecko) i cenowe – 10 tys. zł za m kw., a w dużych miastach 11 tys. zł. Jednak ten próg mógłby zostać podniesiony decyzją gminy. Tak dziwaczna formuła została zapewne wymyślona w resorcie rozwoju i technologii, odpowiedzialnym za mieszkalnictwo, aby skruszyć opór Polski 2050 i Lewicy. Jednak już widać, że pomysł ma marne szanse na realizację.

Byłby bowiem kuriozalny – dlaczego rynek wtórny miałby zostać potraktowany lepiej od pierwotnego? Program dopłat do kredytów z pewnością powinien mieć wiele obostrzeń dotyczących maksymalnych cen, metrażu i grona osób uprawnionych. Powinien również zakładać znacznie wyższe oprocentowanie niż wyjątkowo hojny tzw. Bezpieczny Kredyt 2 proc. z czasów PiS. Jednak dzielenie mieszkań na te „dobre”, bo z rynku wtórnego, i „złe”, bo budowane przez deweloperów, jest bezsensowne. Mogłoby doprowadzić do skoku cenowego tych pierwszych. Zarobiliby na tym ich prywatni właściciele, a zapłaciliby za to wszyscy podatnicy. Deweloperów można oczywiście nie lubić, ale trudno zapomnieć, że to dzięki nim powstaje w Polsce ponad 95 proc. mieszkań. A do tego nowe lokale, mimo wielu wad, mają też podstawową zaletę w porównaniu ze starymi – potrzebują mniej energii do ogrzewania.

Czytaj także: Dlaczego deweloperzy ukrywają ceny mieszkań? To nowy etap rozgrywek na rynku

Koalicja nie jest w stanie się porozumieć

Spór wokół kolejnego pomysłu na dopłaty to fatalna wiadomość dla całego programu mieszkaniowego, który zawiera element bardzo potrzebny – większe niż dotąd wsparcie dla budownictwa społecznego i komunalnego. Dotacje do takich inwestycji miałyby wynieść w tym roku przynajmniej 2,5 mld zł. To wciąż zdecydowanie za mało w stosunku do potrzeb, ale z pewnością krok we właściwym kierunku. Tyle że kontrowersje związane z dopłacaniem do rat kredytów blokują od wielu miesięcy resztę inicjatyw mieszkaniowych, a koalicja nie jest w stanie się porozumieć. Przeciwnicy dopłat wskazują, że ceny nieruchomości w Polsce wreszcie przestały rosnąć, a nawet zaczęły w niektórych miastach lekko spadać. Straszą, że wspieranie kredytobiorców ten korzystny trend szybko odwróci. Za to zwolennicy dopłat przypominają, że mamy najdroższe kredyty hipoteczne w Unii Europejskiej, a Rada Polityki Pieniężnej stóp nie obniża.

Jazda na kolejce górskiej

Polityka mieszkaniowa pada oczywiście ofiarą kampanii wyborczej. Zwłaszcza Polska 2050 próbuje stylizować się na partię walczącą z pazernymi deweloperami. Jakiekolwiek próby stworzenia programu dopłat o charakterze ograniczonym i sensownym są skazane w takiej sytuacji na niepowodzenie. Jednak nie łudźmy się – kogo dzisiaj nie stać na kredyt, wcale nie rezygnuje z marzeń o własności. Czeka na dogodny moment, czyli na wyraźny spadek stóp procentowych. Gdy to wreszcie nastąpi, szybko ustawią się kolejki do banków, deweloperów i prywatnych właścicieli. Wówczas czeka nas kolejny szok cenowy. Tym bardziej gwałtowny, im dłużej odkładany. Polski rynek mieszkaniowy to jazda na kolejce górskiej. Im dłużej wagoniki się wspinają, tym szybciej będą zjeżdżać, a pasażerowie głośniej piszczeć. W lunaparku te krzyki oznaczają równocześnie frajdę i przerażenie. Na rynku nieruchomości będzie tylko to drugie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Ranking najlepszych galerii według „Polityki”. Są spadki i wzloty. Korona zostaje w stolicy

W naszym publikowanym co dwa lata rankingu najlepszych muzeów i galerii sporo zmian. Są wzloty, ale jeszcze częściej gwałtowne pikowania.

Piotr Sarzyński
11.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną