Hodowle strat: tak KOWR przejadał publiczne pieniądze. PiS wymyślił, jak się do nich dobrać
KOWR powoływał do życia spółki będące jego własnością. Dwunastu takim podmiotom przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli. Oceniała ich działalność w latach 2020–23, czyli do końca rządów PiS. Niektóre z nich, choć teoretycznie nadzorowane były przez właściciela, czyli KOWR, potrafiły w trzy lata pomnożyć straty... stokrotnie. Trzeba było je zlikwidować, ale mimo to tworzono nowe, żeby wesprzeć polskie rolnictwo. W ciągu trzech lat zmarnowano pół miliarda złotych.
Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa jest firmą bogatą, jego roczny budżet, według NIK, wynosi ok. 3 mld zł. To ogromna kasa, którą nie trzeba się dzielić z budżetem państwa. Pieniądze pochodzą m.in. z opłat dzierżawnych za uprawianie państwowych gruntów lub z ich sprzedaży. PiS wymyślił, jak się do nich dobrać.
Czytaj też: KOWR hojny i dojny dla swoich. Przekręt gonił przekręt, może zabraknąć prokuratorów
Zysk kolegów, straty państwa
Najlepiej tworzyć państwowe spółki związane z rolnictwem albo, jeszcze lepiej, odkupić je od przedsiębiorstw, w skład których wchodzą grunty rolne. KOWR ma bowiem prawo pierwokupu. Właściciel kawałka ziemi rolnej nie może go sprzedać wskazanemu przez siebie nabywcy, jeśli KOWR zechce z tego prawa skorzystać. Takim przywilejem obdarowała KOWR ustawa o ustroju rolnym z 2016 r. Deklarowanym wtedy przez partię rządzącą celem ustawy było... zamrożenie obrotu ziemią rolną, aby nie mogła się dostać w obce ręce. Słowo „obce” nie oznacza w tym wypadku nabywcy zagranicznego, ale każdego, Polaka również. To KOWR decyduje, czyje ręce są obce. Ziemia ma być dla swoich.