Na zebraniu komitetów strajkowych łódzkich szkół średnich ustaliśmy jednogłośnie, że kontynuujemy strajk. Nie będzie klasyfikacji. Umowa to umowa. Cieszymy się, że jesteśmy razem. W jedności siła. Do zobaczenia za tydzień.
Chwilę potem dzwoni koleżanka, z którą dopiero co się pożegnałem. Chce wiedzieć, czy zamierzamy dotrzymać słowa. Ludzie mówią, że mamy ponad 30 maturzystów, którzy planują studiować za granicą, i w związku z tym nie mogą mieć żadnych opóźnień. Podobno ze względu na nich chcemy po cichu zrobić klasyfikację. Odpowiadam, że pierwsze słyszę.
Dzwoni inna osoba z tej samej szkoły. „Darek, słyszałam, że robicie klasyfikację”. Zaprzeczam. Odbieram następne telefony. Dzwonią po trzy–cztery osoby z jednej szkoły, aby zapytać o to samo. Nie wytrzymuję i sam zaczynam wydzwaniać po ludziach i pytać, czy trzymają się dzisiejszych ustaleń. Mam wrażenie, że każdy dzwoni do każdego i sprawdza, czy jesteśmy razem.
Czytaj także: Dopóki wstrzymujemy klasyfikację maturalną, strajk ma sens
Strajk zżerany przez nieufność
Dzwoni przewodnicząca komitetu strajkowego jednej ze szkół na Widzewie. Mówi, że trzeba znowu zrobić spotkanie komitetów. Ale po co, przecież było trzy godziny temu? – mówię. Za chwilę święta. To nic – odpowiada. Musimy się spotykać codziennie i sprawdzać, czy nikt się nie wyłamuje.