A i owszem: wójtowi może przyjdzie pochylić się nad dziennikiem razem z nauczycielem. Bo wyznaczony przez samorząd nauczyciel ma być ostateczną instancją, która wystawi oceny końcowe uczniom klas maturalnych, jeśli nie zbierze się rada klasyfikacyjna i jeśli nie zdecyduje się na to sam dyrektor szkoły. Taką propozycję zmian przepisów przedstawił premier Mateusz Morawiecki w odpowiedzi na strajk nauczycieli.
Rząd ograł nauczycieli?
Bez ocen końcowych – w świetle obecnych przepisów – matury zdawać nie można. A tam, gdzie protest trwa, rady klasyfikacyjne, niezbędne, by te oceny wystawić, mogą się nie zebrać. Czas na ich wystawienie mija z końcem tygodnia. Jeśli jednak przedstawione przez premiera zmiany przyjmie parlament, a raczej gdy już to zrobi, to ograniczenie czasu też przestanie obowiązywać.
Co teraz? Czy rząd ostatecznie ograł nauczycieli? Na pewno dla strajkujących przyszedł czas na wzięcie głębokiego oddechu i przytomną analizę, o co w ich proteście realnie chodzi: jaki jest cel tej gry? Jaki oręż został do dyspozycji?
Czytaj także: Dyrektorzy przejmują strajk
PiS dowodzi, że nauczyciele są zbędni
Jeśli celem jest – zgodnie z formalnymi deklaracjami – tysiąc złotych netto podwyżki, wygląda na to, że osiągnąć go będzie trudno. Ale wielu – i wiele (bo przecież znacznie więcej tu kobiet) – spośród startujących do protestu z takim założeniem po ponad dwóch tygodniach przegadanych w pokojach nauczycielskich i przesiedzianych przed programami telewizyjnymi dziś myśli inaczej.