Rządowy projekt ustawy w sprawie przestępstw pedofilskich został skierowany do dalszych prac w Sejmie. Uważam to za błąd. Projekt zawiera liczne kontrowersyjne regulacje i powinien być w proponowanej wersji odrzucony i skierowany do ponownego opracowania z udziałem osób kompetentnych i niezależnych od obecnej władzy.
Wpisuje się on w politykę przedwyborczego ocieplania wizerunku obecnej władzy. Ma pokazać, że władzy zależy na postawieniu tamy przestępstwom seksualnym popełnianym na nieletnich wszędzie, gdzie do nich doszło. Ma zdjąć z władzy odium braku wiarygodności w sprawie bulwersującej opinię publiczną. Brak wiarygodności wynika z nieformalnego przymierza władzy z Kościołem rzymskokatolickim. A to pedofilii w tym Kościele i mechanizmów jej tuszowania dotyczy oburzenie milionów obywateli.
Czytaj także: Systemowe manewry. Jak Kościół (nie) walczy z pedofilią
Co znalazło się w projekcie ustawy ws. przestępstw pedofilskich
Projekt ustawy, napisany ciężkim prawniczym językiem, dyskutowany pod osłoną nocy i przy niewysokiej frekwencji posłów i posłanek, tę bulwersującą kwestię rozmywa. Na dodatek proponowany tryb powołania na siedmioletnią kadencję jej siedmiu członków oddaje kontrolę obecnej władzy, ponieważ powołują ich posłowie, z których większość należy do obozu rządzącego.
Patrzę na projekt oczami obywatela, a nie prawnika. Prawnicy i eksperci niezależni od władzy będą go szczegółowo analizowali.