Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Inwestujmy w psychiatrię dzieci, leczmy je. Ale zajmijmy się też przyczynami

Szpital psychiatryczny w Łodzi, oddział dla dzieci Szpital psychiatryczny w Łodzi, oddział dla dzieci Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Jeśli nasze dzieci dźwigały zbyt wiele na barkach, to w ostatnich latach dołożyliśmy kamieni. Psychiatria już się zawaliła, a zaraz za nią w kolejce jest szkoła.

Czy już zdaliśmy sobie sprawę, w jakim piekle żyją nasze dzieci? Niemal 60 tys. podpisów zebranych w kilkadziesiąt godzin pod apelem wystosowanym przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę do premiera Morawieckiego o pilne zajęcie się stanem psychiatrii dziecięcej sugeruje, że oczywista konstatacja wreszcie przebiła się do opinii publicznej.

Gdy powstawał apel, na forach internetowych i facebookowych wallach wciąż wracał wątek głośnego reportażu Janusza Schwertnera w Onecie o 15-latku, który rzucił się pod koła pociągu metra, i o tym, jak bezskutecznie szukano dla niego pomocy. Opisy brudu szpitalnych oddziałów, zdezelowanych sprzętów, plam krwi na prześcieradłach i ścianach, bezwładu systemu, los nastolatka, którego kilkakrotnie odsyłano, bo oddział był przeciążony, na 100 miejsc już przypadało 180 osób – poruszyły po równo rodziców i bezdzietnych. Pytano, jak to możliwe.

Internet, tempo życia, brak więzi

Czasem wracał wątek dziewczynki zgwałconej parę miesięcy temu na oddziale psychiatrycznym dla dorosłych, bo na oddziale dla dzieci zabrakło miejsca i dla niej. Albo wątek raportu o stanie psychiatrii dziecięcej, z którego wynikało, że ona nie istnieje. Głos zabrał minister zdrowia Łukasz Szumowski. W rozmowie z Magdaleną Rigamonti dla „Dziennika Gazety Prawnej” przekonywał, że zaniedbania są wieloletnie, a Ministerstwo Zdrowia pod jego kierownictwem wreszcie zajęło się konkretami. Mówił o trwającej ponad pół roku reformie, o zwiększonych nakładach finansowych i koncepcji, która – akurat słusznie – zakłada odchodzenie od systemu szpitalnych, zamkniętych oddziałów w stronę dostępnej opieki ambulatoryjnej. Wczesna pomoc przynosi lepsze skutki. Zapewniał, że dla jego resortu psychiatria dziecięca jest priorytetem i będzie działać.

Ale minister mówił też o przyczynach zapaści, jakie sam dostrzega. „Te czasy”, internet, tempo życia, brak więzi. Rozpad rodziny i brak duchowości. Nie wie jedna ręka, co czyni druga?

Weźmy tempo, przeciążenie. Jeśli nasze dzieci dźwigały zbyt wiele na barkach, to w ostatnich latach dołożyliśmy kamieni. Psychiatria już się zawaliła, a zaraz za nią w kolejce jest szkoła. 13-latki pracują dziś po kilkanaście godzin na dobę, bo tego wymagają dorośli. Wychodzą z lekcji, wracają do domów, siadają do biurek, kończą o północy. Śruba od lat dokręcana szkołom, dopiski do podstaw programowych itd., system oceniania nauczycieli – to wszystko złożyło się na piekło, jakie urządziliśmy dzieciom.

Prawda z fałszem, miłość obok hard porno

Życie spędzają w hałasie i ścisku, od czasu sławetnej reformy jeszcze większym, niż można sobie wyobrazić. Zaprzęgliśmy je do wozów jak konie i kazaliśmy sobie poradzić. Duchowość. Rozumiana jako stanięcie twarzą w twarz z samym sobą i poszukiwanie. Kim jestem? Co jest głębiej we mnie? Czy inność to coś gorszego? A jaką daliśmy dzieciakom przestrzeń do takich poszukiwań? Co prócz własnych niegodziwych lęków, że „homo” jest zaraźliwe? Czy księża katecheci, upchnięci w szkołach za ogromne pieniądze, straszący ich piekłem, to są przewodnicy w dobie internetu? Wreszcie sam internet. Śmietnik gatunku homo sapiens, lecz i skarbnica wiedzy. Prawda z fałszem, miłość obok hard porno oraz doktor Google na dokładkę, który podpowie, jak najskuteczniej zrobić sobie krzywdę.

Notabene gdy parę lat temu w Warszawie społecznie powstał projekt narzędzia pozwalającego diagnozować ryzyko zapaści psychicznej na podstawie wpisów w portalach społecznościowych, nikt nie był zainteresowany jego wdrożeniem. Bo nawet gdyby wyłowić w sieci te dzieciaki, to co z nimi zrobić?

Internet to z pewnością wyzwanie dla systemu edukacji, który z informatora o świecie, wkładającego do głów nazwy rzek, powinien stać się przewodnikiem – jak odsiać ziarna od plew, odróżnić prawdę od fałszu. Jak sobie poradzić w sytuacji, gdy „zobaczyło się coś, czego się nie da odzobaczyć”. Zamiast podjąć to wyzwanie, woleliśmy „zreformować szkołę” – czyli uwolnić się od własnych lęków, że zmiana (przejście z podstawówki do gimnazjum) to coś straszliwego. I dalej zmuszamy dzieciaki do wkuwania nazw rzek całymi nocami. Obojętni wobec tego, że nam odpływają – ale przynajmniej są zajęte. Pękają jedno po drugim. Inwestujmy w psychiatrię, leczmy. Ale zajmijmy się też przyczynami.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną