Teraz w mszach może uczestniczyć do pięciu osób – poza księdzem i jego asystą. Jednak minister zdrowia zezwolił, aby 12 kwietnia liczba wzrosła do 50, aż do odwołania. Nie wiemy, z jakiego powodu, bo inne restrykcje pozostały w mocy. I to zaostrzone. Na domiar złego Wielka Niedziela i okres po niej ma przypaść na apogeum epidemii. Takie są przewidywania ekspertów.
Pobożność ustąpi przed rozumem?
Biskupi rzymskokatoliccy po niegodnych wahaniach podążyli za władzami państwowymi w sprawie narodowej samoizolacji jako najlepszej metodzie walki z koronawirusem. W ślad za Watykanem Kościół zamierza obchodzić święta bez udziału wiernych. To się nie zdarzyło od wieków. Ale taka pandemia też się od dawna nie zdarzyła i trzeba, by pobożność ustąpiła przed rozumem. Rozum nakazuje zawiesić wszystkie zgromadzenia, w tym religijne, jakkolwiek bolesne byłoby to dla ludzi wierzących.
Rozum nakazuje również, by zarządzanie kryzysem było spójne i konsekwentne. A rozporządzenie ministra zdrowia, robiące wyjątek dla Wielkiej Niedzieli, temu przeczy. Otwiera też drogę do spekulacji, skąd ta korekta. Czy jest wynikiem jakichś przetargów w obozie władzy, czy może nacisków ze strony katolickich fundamentalistów, gotowych zgodzić się, że Chrystus w hostii nie może przenosić zarazków, lecz raczej jest schronieniem przed nimi?
Czytaj też: Wirus, czyli macie za swoje. Czy polski Kościół dodaje otuchy?