Zuzia miała 12 lat i mieszkała w Kozienicach. Zostawiła po sobie niewielki cyfrowy ślad; z jej facebookowego profilu dowiadujemy się, że oglądała „Naruto”, grała w gry przeglądarkowe i lubiła niepokojące memy. No i że gdy ustawiła sobie w statusie związku „ślub” z koleżanką, znajomi komentowali: „Dwie dz**i”, „p**da”, „fuj”, „j***ne lesbijskie k**wy”, „Aleksandra, chociaż jest ładna, jak na was patrzę, chce mi się wymiotować”.
O tym, że dziewczynka odebrała sobie życie, doniosła w poniedziałkowy wieczór „Gazeta Wyborcza”. Nauczyciele twierdzili, że została zaszczuta przez rówieśników, i rozłożyli ręce nad brakiem pomocy psychologicznej w szkołach. Prokuratura Rejonowa w Kozienicach natychmiast wszczęła dochodzenie, a imię „Zuzia” dołączyło do coraz dłuższego łańcucha ofiar homofobii i transfobii w Polsce.
Czytaj też: Coraz więcej dzieci odbiera sobie życie
Kacper, Dominik, Wiktor, Michał, Milo, Zuzia
Imiona zaszczutych dzieci i nastolatków, które targnęły się na swoje życie, pojawiły się w nocy z wtorku na środę na elewacji MEN. „Twoje dziecko LGBT+” – głosiła dalsza część napisu. „Polityka” dotarła do jednej z autorek prowokacji, która prosi, by przedstawiać ją jako Osobę. – Po publikacji „Wyborczej” czułam raczej wzburzenie niż smutek. Byłam gotowa zrobić coś, cokolwiek, zaraz, natychmiast – wyjaśnia. – Stwierdziliśmy, że nie możemy napisać: „Macie krew na rękach”. To by było za słabe. Wypisaliśmy imiona osób i hasło: „Twoje dziecko LGBT+”, bo to nie jest zamknięty katalog, kolejne imię może być imieniem dziecka każdego rodzica.
W środę o godz. 11 Dariusz Piontkowski zorganizował przy ul. Szucha 25 briefing prasowy. „Trójka zamaskowanych osób dokonała aktu wandalizmu, bo tak to trzeba wyraźnie określić” – zaczął. Minister ubolewał, że pozbycie się napisów będzie kosztować kilka tysięcy złotych. Przypominał, że w gmachu, gdzie obecnie znajduje się MEN, gestapo męczyło więźniów, że przetrwał on himmlerowskie bombardowania, a przed pandemią wycieczki szkolne uczyły się w nim historii. Piontkowski nazwał autorów prowokacji „idiotami” i „barbarzyńcami” (powtórzył te określenia kilkakrotnie) oraz porównał do niszczących posągi Buddy talibów. Wyliczankę uzupełnił na Twitterze Błażej Poboży (wiceminister MSWiA), przypominając, że obchodzimy w Polsce bardzo wiele rocznic.
Dzis w nocy aktywisci LGBT sprofanowali budynek Ministerstwa Edukacji Narodowej i mauzoleum meczenstwa w czasie II wojny swiatowej. To wszystko na kilka dni przed rocznica zakończenia Powstania Warszawskiego. Hańba i wstyd! pic.twitter.com/hGObpiNw3b
— Błażej Poboży (@pobozy) September 30, 2020
Gdy dziennikarze próbowali dopytać ministra o dziewczynkę z Kozienic, nie chciał odpowiadać. Zalecił im spokój. Zimną krew zachowały „Wiadomości” oraz wPolityce.pl, które w swoich materiałach słowem się nie zająknęły o związkach między samobójstwem Zuzi a graffiti. Prorządowy portal przypomniał, że w budynku męczono Polaków, natomiast TVP wyemitowała strumień świadomości, którego autor (Konrad Wąż) imponował swobodą skojarzeń. Podczas raptem czterech minut zdążył powiązać pomazaną elewację z atakami na homofobusy, „profanacją” pomnika Chrystusa, Margot, Bartem Staszewskim, listem ambasadorów, morderstwami rdzennych mieszkańców Kongo, „ludzkim zoo” w dawnej Brukseli, niemieckimi prześladowaniami podczas II wojny światowej, penalizacją homoseksualności w USA i Indiach, molestowaniem seksualnym w Danii oraz kryzysem humanitarnym w Wenezueli.
Czytaj też: Polska to nie jest kraj dla tęczowych ludzi
Życia osób LGBT+ ważą mniej
– Patrząc na ten briefing prasowy, miałam wrażenie, że minister sam siebie pogrąża. Mając za plecami wypisane imiona dzieci, mówił, że niezwykle zmartwiło go zniszczenie budynku. To absurd, porażający brak poszanowania dla niektórych żyć. Niestety trzeba to powiedzieć: życia osób LGBT+ nie są na liście priorytetów ministra edukacji – komentuje Mirosława Makuchowska, wicedyrektorka Kampanii Przeciw Homofobii. W podobne tony uderza Hubert Sobecki ze stowarzyszenia Miłość nie wyklucza. – Śmierci osób LGBT ważą mniej, za mało, żeby być widoczne. To specyficzny rodzaj śmierci, taki, który trzeba wytłumaczyć, bo ludzie często nie rozumieją takich mętnych kwestii jak „tożsamość” albo „orientacja”. O Piontkowskim mówi: sam jest barbarzyńcą. – Jeśli dzień po samobójstwie 12-latki minister ma czelność zrobić briefing na jakikolwiek inny temat, to znaczy, że jest człowiekiem etycznie nie do wybronienia.
– Moglibyśmy spróbować zareagować inaczej… – wyjaśnia Osoba. – I próbowaliśmy. Natomiast w ostatnich miesiącach widać, że to właśnie desperackie, widoczne akcje sprawiają, że temat jest na tapecie. A – wyjaśnia – trzeba działać, bo oświata od zawsze wzbrania się przed wyjściem naprzeciw młodzieży LGBT. – MEN nigdy nie stanął na wysokości zadania, nie wspierał dyskryminowanych mniejszości. Żaden rząd i żaden minister nie zatroszczył się dotychczas o rzetelną edukację seksualną i antydyskryminacyjną.
Czytaj też: Korony Równości. Kilka pokoleń przeciw homofobii
Edukacja antydyskryminacyjna – wielka nieobecna
W 2011 r. Towarzystwo Edukacji Antydyskryminacyjnej opublikowało raport „Wielka nieobecna. O edukacji antydyskryminacyjnej w systemie edukacji formalnej w Polsce”. Badacze i badaczki wystawili polskiej szkole surową ocenę. Jak pisali:
„W podręcznikach pojawia się bardzo mało informacji na temat powstawania i mechanizmów działania dyskryminacji, młodzi ludzie nie są uczeni, w jaki sposób reagować na przemoc (w tym przemoc motywowaną uprzedzeniami) czy dyskryminację. Niewiele dowiadują się o osobach i grupach dyskryminowanych (są grupy nieistniejące w podręcznikach, jak osoby nieheteroseksualne czy osoby starsze), o ruchach prowadzących do emancypacji tych grup, a także o tym, w jaki sposób można reagować i wspierać ich członków/członkinie w sytuacji dyskryminacji”.
Czytaj też: Dwa lata (trzy?) bez przeciwdziałania dyskryminacji
Za rządu PO problem był może i nierozwiązany, ale przynajmniej widoczny. Ministra Krystyna Szumilas w 2012 r. wystosowała list do kuratorów oświaty, postulując, aby wpisać edukację antydyskryminacyjną do programów nauczania. Dwa lata później podobną odezwę wysłała – w Dniu Praw Człowieka – Joanna Kluzik-Rostkowska.
Od tego czasu – gorzko oceniają moi rozmówcy – nie zmieniło się niemal nic. Tymczasem szkoła stanęła przed kolejnymi wyzwaniami. Piotr Buśko z Kultury Równości wskazuje w tym kontekście na rolę internetu. – Gdy my dorastaliśmy, nie było mediów społecznościowych, nie istniał cyberbullying. Tymczasem samobójstwa osób LGBT, które w ostatnich latach miały miejsce w Polsce, często były z nim związane: ktoś założył prześmiewczą stronę na Facebooku, ktoś inny napisał wulgarny komentarz... Dla dzieciaków to może być za dużo.
– Było różnie – wzdycha Buśko, gdy pytam go o dorastanie. – W liceum uciekałem do biblioteki. Nie lubiłem korytarza. Na korytarzu słyszałem, że jestem „p**łem”, porównywali mnie do dziewczyn (co nie jest niczym złym, jeśli osoba nie ma intencji, żeby ranić). Doświadczałem stygmatyzacji, czułem się inny, słyszałem wyzwiska i przycinki. Czułem, że odstaję, bo jestem niski, szczupły, nie spełniam wyobrażenia o tym, jak powinien wyglądać chłopak. Jego historia to nie dowód anegdotyczny, ale reguła. Według badań przeprowadzonych przez KPH i Fundację Trans-Fuzja blisko 70 proc. dzieci i młodzieży LGBT+ ma myśli samobójcze, a połowa objawy depresji. Ich orientację w pełni akceptuje 25 proc. matek i jedynie 12 proc. ojców. Zdecydowana większość nie outuje się w szkole lub na uczelni.
Czytaj też: Gdzie utknęła warszawska „Karta LGBT+”?
Bzdurne podręczniki
Według Sobeckiego receptą na ich problemy jest właśnie rzetelna edukacja antydyskryminacyjna. Taka – zastrzega – która byłaby oparta na wiedzy naukowej, a nie na ideologii. – Jest masa niekompetentnych prowadzących, którzy głoszą bzdury w oparciu o zatwierdzone przez MEN silnie zideologizowane podręczniki, napisane przez ludzi o jednoznacznie zdeklarowanych poglądach katolickich. Oni nie reprezentują wiedzy naukowej, nie opisują świata takim, jaki jest, ale takim, jaki wydaje im się, że jest.
Makuchowska zwraca z kolei uwagę, że kształcenie jest potrzebne nie tylko dzieciom: – Przede wszystkim edukacji potrzebują grono pedagogiczne i rodzice. Nieheteornormatywna młodzież się emancypuje i – coraz częściej – outuje. Wie, kim jest, i szuka akceptacji w rodzinie, w szkole... ale szkoła i rodzina nie nadążają. Szczęśliwie coraz częściej nie mogąc znaleźć pomocy w państwie, szukają jej u organizacji oddolnych. W dniu, w którym dowiedzieliśmy się o śmierci Zuzi, Grupa Stonewall pochwaliła się na Facebooku, że na szkolenia „Szkoła wolna od homofobii i transfobii” zapisała się już ponad setka poznańskich nauczycieli i nauczycielek.
Czytaj też: Skąd się bierze nieheteronormatywność
„Zawsze będę przeciwnikiem promocji zboczeń”
Gdy „Wyborcza” pisała o śmierci Zuzi, Onet potwierdzał, że Przemysław Czarnek stanie na czele resortu edukacji (najpewniej uzupełnionego o Ministerstwo Nauki). Poseł nie zdradzał co prawda w tym obszarze wielkiej aktywności (nie zasiadał w komisji edukacji, jego interpelacje nie dotyczyły szkolnictwa), ale niepokoi co innego. Czarnek to twardogłowy przeciwnik „ideologii LGBT”. Zasłynął stwierdzeniami: „neomarksiści chcą zniszczyć rodzinę”, „homoseksualizm jest główną przyczyną pedofilii w Kościele” oraz „w przyrodzie nie ma czegoś takiego jak małżeństwo homoseksualne”. W kontekście nowego stanowiska najbardziej wymowna jest inna jego wypowiedź.
„Zawsze będę przeciwnikiem promocji zboczeń, dewiacji i wynaturzeń. I żaden rektor, i żadna Konferencja Rektorów Szkół Wyższych mi tego nie zabroni. Weszli na uniwersytety, weszli w nauczanie, weszli w szkoły i zaczynają burzyć podstawową tkankę społeczeństwa, jaką jest rodzina”.
Makuchowska: – To jest sygnał, że w tym temacie PiS nie zamierza nic zmieniać. Były wcześniej przecieki, zgodnie z którymi Jarosław Kaczyński wymaga od Ziobry odejścia od tematu LGBT. Ale nominacja Czarnka, który jest w ten temat ideowo zaangażowany, pokazuje, że partia zamierza kontynuować tamtą linię.
Czytaj też: Jak wspierać osoby LGBT
Ofiary, o których nie wiemy
Osobie też ta nominacja się nie podoba. Przekornie dziękuje jednak ustępującemu ministrowi. – Zrobił kapitalną robotę, bo nagłośnił sprawę w całym kraju. Cały Twitter powtarza w kółko imiona dzieciaków, które popełniły samobójstwa. To już nie są anonimowe sytuacje, to już nie są liczby. To są Wiktor, Michał, Kacper, Zuzia i Dominik. Bardzo głośne przypadki. Lista się wydłuża. Ale najbardziej przeraża, że jest mnóstwo ofiar, o których w ogóle nie wiemy.
– Chciałabym, żeby minister zobaczył ludzi, żeby musiał się z tymi ludźmi skonfrontować. Ze mną nie, ja nie zrobię na nim wrażenia. Ale niech spojrzy w oczy rodzicom. Niech im powie w twarz, dlaczego Polska w porę nie pomogła ich dzieciom. Wiem jednak, że nie ma szans na to, by rządzącym homofobom i faszystom przyszła do głowy taka refleksja.
Czytaj też: Tuchów. Życie w strefie anty-LGBT