Jakie są konsekwencje pandemii covid-19 dla zdrowia psychicznego, edukacji dzieci i młodzieży w Polsce, zastanawiali się psychiatrzy i eksperci związani z oświatą w trakcie debaty zorganizowanej przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę prawie rok po tym, jak polskie szkoły przeszły na nauczanie online. Dramatycznym kontekstem dla dyskusji były też opublikowane przez „Rzeczpospolitą” policyjne statystyki dotyczące samobójstw osób poniżej 18. roku życia. W 2020 r. na życie targnęło się 116 nastolatków i dzieci. Najmłodsze miało osiem lat. Liczba nieletnich ofiar samobójstw wzrosła w porównaniu do ostatnich dwóch lat.
Dzieci dzwonią znacznie rzadziej
Paula Włodarczyk, psycholożka i koordynatorka działającego w FDDS telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży 116 111, relacjonowała w debacie, że w ostatnim roku zmieniły się główne tematy, które poruszają dzwoniące dzieci. – Najczęściej to wciąż zdrowie psychiczne, ale dużo więcej jest dziś rozmów o relacjach z rodziną niż z rówieśnikami. Przez lata było odwrotnie. Specjaliści zauważają też, że dzieci dzwonią znacznie rzadziej. Gdy są zamknięte w jednym mieszkaniu z rodzicami, trudno im mówić, co się u nich dzieje. – Przychodzi za to dużo więcej wiadomości. Dzieci piszą, że chciałyby zadzwonić, ale nie mogą. Czujemy mnóstwo napięcia i lęku – zauważa Włodarczyk.
Psychiatra dziecięca dr Agnieszka Dąbrowska przypomniała, że dobre funkcjonowanie dzieci opiera się na trzech filarach – chodzi o kontekst rodzinny, relacji rówieśniczych i edukacyjny. – Pandemia wpłynęła negatywnie na wszystkie trzy – podkreśliła. Dorośli przeżywają niepewność i lęk, co przekłada się na dzieci. Zamknięcie ujawnia też i nasila patologie w rodzinach. Filar rówieśniczy również jest zachwiany.
Początkowa fascynacja komunikacją online opadła, zostaje samotność. Poza tym młodsze dzieci straciły wsparcie, które dostawały np. w postaci wczesnego wspomagania rozwoju w szkole. – Jeśli jeden filar się chwieje, można podeprzeć się pozostałymi. Jeśli chwieją się dwa, robi się trudno, powstaje pole do pomocy dla specjalistów, psychologów i psychiatrów. Jeśli chwieją się trzy filary, wyzwanie staje się bardzo poważne – kontynuowała psychiatra. Dodała, że bardzo często zgłaszające się do niej dzieci pytają: „Pani doktor, ale po co starać się, robić coś, pracować, jeśli nikt nie wie, co będzie dalej?”. To, co słyszało się od dzieci depresyjnych, teraz pojawia się u tych, które nie mają depresji, a borykają się z innymi problemami.
Nauczyciele bez superwizji
Dr Iga Kazimierczyk, działaczka oświatowa, zwróciła uwagę, że ważnym elementem filaru funkcjonowania dziecka w szkole są nauczyciele, z których wielu jest gotowych być pierwszym ogniwem pomocy. Oni sami jednak nie dostają żadnej superwizji ani wsparcia w sytuacji, która dla nich także jest trudna. – Jedyne, na co mogą liczyć, to samopomoc: rozmowa z kolegą lub koleżanką – zauważyła ekspertka.
Na szerszą skalę długofalowe skutki wielomiesięcznego odosobnienia pozostają na razie zagadką: – Stykamy się z czymś, co jest kompletnie nieznane, możemy tylko ekstrapolować dane z innych badań czy obserwacji – zauważył psychiatra dr Krzysztof Szwajca. – Wiemy, że żyjemy w warunkach przewlekłego stresu i rośnie ryzyko krzywdzenia dzieci w słabszych rodzinach. Jedna trzecia dorosłych, którzy doświadczyli krzywdzenia jako dzieci, krzywdzi własne dzieci, jedna trzecia tego nie robi, a w przypadku ostatniej jednej trzeciej zależy to od sytuacji, w jakiej żyją. Gdy na masową skalę pojawia się stres, kryzys, pogorszenie sytuacji ekonomicznej, istnieje ryzyko, że częściej może dojść do znęcania się lub molestowania. Przy tym nie działają dziś instytucje, które na bieżąco mogły to monitorować. Chodzi w szczególności o szkoły.
Jak podkreślił lekarz, musimy też liczyć się z następstwami braku treningu społecznego, co będzie wpływać na młodych ludzi o słabszej kondycji, którzy mieli trudności w relacjach, są bardziej lękowi. Z analizy 63 badań poświęconych długoterminowym skutkom izolacji społecznej młodych ludzi zdrowych psychicznie, ale izolowanych np. z powodu choroby, wynika, że taka sytuacja niesie za sobą poważny wzrost zaburzeń lękowych i depresyjnych. Przy tym mniejsze znaczenie ma siła izolacji niż czas jej trwania. Już kilkutygodniowe odosobnienie może przynieść następstwa rozciągnięte na lata. Z kolei badania przeprowadzone w Azji Południowo-Wschodniej po izolacji epidemicznej w 2013 r. wykazały, że zapotrzebowanie na psychoterapeutyczną pomoc wzrosło pięciokrotnie.
Coraz trudniejszy powrót do szkoły
Zarówno wśród dzieci, nastolatków, jak i nauczycieli uczestnicy debaty ostatnio obserwują zmianę. – W marcu i kwietniu ubiegłego roku przybywało kryzysów. Doświadczały ich i osoby zdrowe, i chore. Z powodu nagłej izolacji, zerwanych relacji, obawy, że rodzice albo dziadkowie mogą umrzeć. Wiele osób wróciło do samookaleczeń czy myśli samobójczych. Z badań dostępnych na stronie zdalnenauczanie.org wynika, że 65 proc. nauczycieli czuło się gorzej niż przed pandemią – mówił Tomasz Bilicki, koordynator Punktu Interwencji Kryzysowej dla Młodzieży RE-START w Łodzi i nauczyciel wiedzy o społeczeństwie. – Jeszcze zimą młodzi ludzie, z którymi się spotykałem, mówili, że byliby w stanie natychmiast wrócić do szkoły. Ostatnio przybywa uczennic i uczniów, którzy już nie chcą wracać do szkoły. Każda trudna sytuacja przynosi też korzyści. Młodzi przyzwyczaili się, że nie muszą zdejmować piżam, że w trudnej sytuacji zawsze można powiedzieć „internet mi się zacina”, a co więcej, korzyści zaczynają też dostrzegać niektórzy nauczyciele. Odpoczęli od hałasu na przerwach, dojazdów do szkoły, między lekcjami mogą zrobić obiad, dłużej się wyspać. Oni też nie czują potrzeby powrotu do szkoły.
Jak w takim razie przygotowywać się do września, który dziś wydaje się momentem niechybnego powrotu do stacjonarnej nauki? Dr Krzysztof Szwajca zauważył, że w Stanach Zjednoczonych już dziś 70 proc. dzieci ma zajęcia w szkole – w trybie hybrydowym lub całkowicie twarzą w twarz. – Zdecydowano się na to właśnie ze względu na troskę o zdrowie psychiczne uczniów – podkreślił. Przestrzegł przy tym przed zapowiedziami rozliczeń z nauki online po powrocie, bo ta perspektywa niewątpliwie jeszcze bardziej może zniechęcić zainteresowanych.
O obawie przed wrześniem mówił też Tomasz Rowiński, psycholog z Instytutu Psychologii UKSW, dyrektor pierwszego w Polsce Środowiskowego Centrum Zdrowia Psychicznego dla dzieci i młodzieży, członek zespołu przygotowującego w Ministerstwie Zdrowia reformę psychiatrii. Jak zauważył, wśród dzieci już teraz pojawiają się symptomy zespołu stresu pourazowego. Internet i sytuacja zdalnego nauczania wzmacnia zasoby tam, gdzie one są, ale tam, gdzie ich nie ma, pogłębia problemy. Rosną nierówności.
Zdaniem Igi Kazimierczyk trudno mówić o systemowym przygotowaniu szkoły na wrzesień, bo nie ma w niej żadnej przestrzeni, która pozwalałaby na troskę o dobrostan emocjonalny czy nawet na rozmowę o emocjach. Na razie trudno przewidywać, czy tę sytuację rozwiąże któryś z programów wsparcia uczniów zapowiedzianych przez Ministerstwo Edukacji i Nauki. Na pewno w większym stopniu gotowi do rozmów z dziećmi są ludzie tworzący szkołę, czyli nauczyciele – tu powraca jednak kwestia ich wsparcia.
Rzecznik Praw Dziecka wymownie nieobecny
Tomasz Bilicki sformułował swoisty wykaz rekomendacji: – Już dziś pamiętaj o tym, że prowadząc lekcję online, też można budować relację. Rozmawiaj z uczniami o emocjach i myślach, nie tylko o faktach. Stwórz listę dobrych informacji o tym, co ich czeka po powrocie. Nie zaczynaj we wrześniu od realizacji podstawy programowej. Pamiętaj, że klasa, z którą się spotkasz, nie jest tą samą klasą co ta, z którą się rozstałeś. Pedagog wyznał, że sam jest gotów początkowo pracować z uczniami hybrydowo. Jeśli ktoś będzie wolał zostać w domu i dołączyć do lekcji przez Teamsa, na komputerze ustawionym w rogu sali, niech tak zrobi. Niech zobaczy, że jest fajnie, że nie ma żadnego rozliczania, że różnorodność jest w porządku. Bo może być tak, że w rozmowach jeden uczeń będzie przekonywał, że „covid to ściema”, a drugi będzie wciąż dezynfekował ręce. Z tym trzeba będzie się zmierzyć.
Część ekspertów z nadzieją mówiła o reformie psychiatrii, oceniając, że właściwym kierunkiem jest rozwój leczenia środowiskowego, zaczynając od poziomu powiatowych ośrodków. Dziś w kolejnych województwach brakuje miejsc na dziecięcych i młodzieżowych oddziałach psychiatrycznych. Jednocześnie patologią jest – bardzo częsta w Polsce sytuacja – że pierwszą osobą, która rozmawia z dzieckiem o jego problemach, jest psychiatra lub wręcz lekarz na szpitalnej izbie przyjęć. – Dziecko mogłoby tam w ogóle nie dotrzeć, gdyby pomogli mu inni dorośli, którzy niemal codziennie mają z nim kontakt, jak – poza rodzicami – nauczyciele, szkolny psycholog lub pedagog, psychoterapeuta – podkreślała dr Dąbrowska. Obawy budziło, na ile plan systemowej zmiany, oparty na starych danych o liczbie dzieci potrzebujących pomocy, jest jednak w stanie zadziałać w sytuacji kryzysowej. – W Polsce już teraz mamy o 50 proc. więcej samobójstw niż średnia europejska – przestrzegł dr Szwajca.
Uczestnicy debaty zgodzili się, że jednym z bardzo nielicznych pozytywów pandemii jest to, że o kondycji i zdrowiu psychicznym młodych ludzi zaczęto więcej i głośniej mówić. Kłopot polega na tym, że te rozmowy prowadzą głównie eksperci, rodzice i nauczyciele, a decydenci niechętnie korzystają z ich wiedzy i opinii.
Mimo dwukrotnie wysłanego zaproszenia i kolejnych zapewnień w debacie Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę nie wziął udziału związany z obozem rządzącym rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak.