Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Propaganda, płyn Lugola i kolejki. Mija 35 lat od awarii w Czarnobylu

Kolejka po płyn Lugola na warszawskim osiedlu Kolejka po płyn Lugola na warszawskim osiedlu Aleksander Keplicz / Forum
Kolejkowe agory to było podstawowe pole wymiany informacji – mówi Kamil Dworaczek, który przygotowuje książkę o polskiej reakcji na Czarnobyl.

KATARZYNA KACZOROWSKA: Katastrofa w elektrowni jądrowej w Czarnobylu była przejawem kryzysu, w jakim w 1986 r. znajdował się cały blok wschodni, czy raczej elementem wyzwalającym efekt domina?
DR KAMIL DWORACZEK: 1986 to raczej środek czy też kolejna faza kryzysu. Rok wcześniej sekretarzem generalnym partii komunistycznej w Związku Sowieckim został Michaił Gorbaczow, który miał zaradzić narastającym problemom. Relatywnie młody, a więc i energiczny, miał wreszcie wyciągnąć kraj z wielu kłopotów. W Polsce ten kryzys całego bloku wzmacniały sankcje gospodarcze, problemy w uzyskiwaniu kredytów koniecznych do spłacenia zaciągniętych zobowiązań. W takiej rzeczywistości katastrofa w Czarnobylu była w jakimś sensie apogeum, ale nie można zapominać, że była też efektem systemu sowieckiego.

Czytaj też: Prawdziwa historia nurka z Czarnobyla

To znaczy?
Brakowało odpowiednich procedur, sprawdzonych testów bezpieczeństwa. Do katastrofy doprowadził błąd konstrukcyjny, który już wcześniej objawił się w elektrowni zbudowanej pod Leningradem. Ale powszechna polityka tajności doprowadziła do tego, że tej informacji nie przekazano innym specjalistom, a więc i innym elektrowniom. Gdyby przeszkolono ludzi, powiedziano im, że jest ryzyko awarii, może udałoby się uniknąć tego, co się wydarzyło 26 kwietnia 1986 r. w Czarnobylu na Ukrainie.

Z tej potrzeby utajniania wszystkiego do Gorbaczowa początkowo słano uspokajające komunikaty czy raczej nie rozumiano rozmiaru katastrofy?

Reklama