Maj był pod względem ochrony dzieci przed przemocą tragiczny. Z rąk rodziców zginęło pięcioro, wszystkie poniżej dziesiątego roku życia. Również w maju do szpitala trafiła z obrażeniami głowy i mózgu trzyletnia Zuzia z Torunia. Zmarła po dwóch tygodniach, a jej ojcu oraz matce, która jest w kolejnej ciąży, grozi teraz dożywocie.
Dwa lata temu, kiedy Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę składała do kancelarii Andrzeja Dudy petycję o wprowadzenie systemowej analizy śmierci dzieci, statystyki też przemawiały za jednym: że sprawa jest pilna i wymaga szybkiej reakcji. Przez 19 miesięcy nie przedstawiono ani projektu ustawy o ochronie dzieci, ani nie powstała polska procedura funkcjonującego na Wyspach Brytyjskich rozwiązania pod nazwą Serious Case Review. Pod presją kolejnych apeli w marcu tego roku projekt się pojawił – prawnicy fundacji napisali go z ekspertami Kancelarii Prezydenta. Andrzej Dera, doradca Dudy, zapowiedział wtedy, że w najbliższych tygodniach ustawa wpłynie do Sejmu jako prezydencka inicjatywa. Nic takiego się nie stało. Więc FDDS, jako współautorka projektu, znowu musi się przypominać.
Zanim stanie się coś złego
Nowy mechanizm miałby być rodzajem lustra dla systemu. Chodzi w nim o analizę każdego przypadku śmierci dziecka z winy dorosłych pod kątem tego, czy i jak zadziałały instytucje publiczne, i wyciągnięcie konkretnych wniosków – na temat tego, które elementy systemu zawiodły i dlaczego. Czy chodzi o przeładowanie pracą pracownika socjalnego, który zajmował się tyloma rodzinami, że nie był w stanie częściej ich spotykać. Czy może brak konkretnego narzędzia do reagowania.