Nauczyciele 40+ nie potrafią wybaczyć, że w rozmowach z rządem ZNP i Solidarność nie stały i nie stoją na stanowisku, iż praw nabytych się nie traci. Dlaczego obydwa związki w latach 2007–09 zgodziły się, żeby nauczyciele szli na emeryturę dopiero po ukończeniu 60. (kobiety) i 65. (mężczyźni) roku życia? Kiedy podejmowaliśmy pracę w szkole, gwarantowano nam emeryturę po przepracowaniu 30–35 lat. 55-letnia nauczycielka i 60-letni nauczyciel to już byli emeryci. Mówiono, że związki sprzedały nasze prawa emerytalne. Tylko za co?
Nauczyciel się wstydził, gdy awansował
Utratę przywileju wcześniejszej emerytury miały zrekompensować wyższe zarobki. Aby nie dać podwyżek wszystkim jak leci, rząd wymyślił cztery szczeble awansu zawodowego: stażystę, kontraktowego, mianowanego i dyplomowanego. Im wyższy stopień, tym wyższe zarobki. Nauczyciel dyplomowany, którym po wprowadzeniu tego stopnia nikt jeszcze nie był, miał zarabiać krocie.
Nauczyciele rzucili się do pracy, aby jak najszybciej uzyskać dyplomowanie, a gdy już je uzyskali, okazało się, że budżetu rzekomo nie stać na znaczące podwyżki dla tak licznej grupy zawodowej. Dostali grosze. Władza niby się nie spodziewała, że aż tyle osób uzyska w tak szybkim tempie najwyższy stopień awansu zawodowego. Zamiast dać najlepszym zarobić, rząd postanowił awansowanie spowolnić i ośmieszyć. Ogłosił, że najwyższy tytuł wcale nie przekłada się na wysoką jakość pracy, ta bowiem wciąż jest zła. Społeczeństwo dowiedziało się, że nauczyciele się lenią. Wmawiano to Polakom nawet wtedy, gdy wyniki międzynarodowych badań pokazywały coś przeciwnego.