Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Ulice bez ambulansów. Ratownicy medyczni zaostrzają protest

Protest ratowników medycznych w Krakowie Protest ratowników medycznych w Krakowie Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
W Poznaniu w weekend z 26 zespołów karetek, które są niezbędne, by zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom, pracowało 10. W Gdańsku nie wyjechała ponad połowa ambulansów, a w Aleksandrowie Kujawskim – ani jeden.

Jak zapowiadali, tak się stało. Znów, jak miesiąc temu, śmigłowiec LPR wylądował w centrum Warszawy na pl. Bankowym. Drugi na Bemowie. Nie miało obsady 20 (z 80) zespołów Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego „Meditrans” w stolicy. – To wystarcza do zapewnienia bezpieczeństwa na terenie miasta i ościennych gmin, więc wysyłanie śmigłowców do nagłych zdarzeń to nieuzasadniony wydatek – twierdzi rzecznik spółki Piotr Owczarski.

I sposób wywarcia nacisku na resort zdrowia. Miesiąc temu po takiej akcji minister zdrowia natychmiast spuścił z tonu i zaczął rozmawiać z ratownikami, czego efektem było porozumienie. Ale podpisał się pod nim jeden tylko związek zawodowy: Ogólnopolski Związek Zawodowy Ratowników Medycznych, zrzeszający jedynie część środowiska.

Ratownicy medyczni, nieusatysfakcjonowani porozumieniem (w składzie komitetu protestacyjnego, który utworzyli cztery i pół roku temu, organizacji związkowych jest ponad 20), ostrzegali: jeżeli nic się nie zmieni, w październiku będzie powtórka. Nie zmieniło się, obiecany wzrost wynagrodzeń jest tylko na papierze, więc od 1 października zaostrzyli protest.

Podwyżki? Nie ma z czego ich wypłacać

I znów w trybie pilnym odbyły się rozmowy. Wiceminister Kraska odpowiedzialny w resorcie za ratownictwo twierdzi, że Ministerstwo Finansów zagwarantowało środki na wzrost stawek godzinowych ratowników o tzw. dodatek wyjazdowy. Ale np. spółka „Meditrans” utrzymuje, że żadnych pieniędzy na realizację porozumienia ministerstwa z ratownikami z 21 września nie dostała i nie ma z czego wypłacać wyższych wynagrodzeń.

Reklama