Społeczeństwo

Uchodźcy i strach. Dlaczego prymitywna propaganda władzy nadal działa

Rodzina migrantów na granicy polsko-białoruskiej Rodzina migrantów na granicy polsko-białoruskiej Michał Kość / Forum
Dramatyczną sytuację ludzi na granicy wykorzystuje się cynicznie do budowy politycznego poparcia. Eskalacja bezprawnych działań ma jeden cel: utrzymanie władzy – mówi Bartosz Bolechów, politolog, ekspert od terroryzmu, ekstremów politycznych i religijnych.
Dr hab. Bartosz BolechówArch. pryw. Dr hab. Bartosz Bolechów

KATARZYNA KACZOROWSKA: Stan wyjątkowy na granicy polsko-białoruskiej w ocenie wielu służy przede wszystkim blokadzie informacyjnej. Chodzi o to, żebyśmy nie wiedzieli, co się tam naprawdę dzieje.
BARTOSZ BOLECHÓW: A ktoś w ogóle jest tym zaskoczony? Przecież mechanizm jest prosty i powinniśmy sobie z niego zdawać sprawę, jeśli chcemy być obywatelami dobrze poinformowanymi i odpowiedzialnymi. Trudno oczywiście patrzeć na to, co się tam dzieje, bez emocji, bo są one uzasadnione w tych okolicznościach. Ale spróbujmy dokonać analizy.

Co z niej wynika?
Mamy do czynienia z sytuacją, w której pożądana z punktu widzenia władzy jest asymetria informacyjna. Informacją dysponuje władza, obywatele jej nie mają, a na pewno nie mają tej wiarygodnej, zweryfikowanej. W tym stanie asymetrii rząd może informacje obywatelom, czyli nam, odpowiednio dawkować, ale może też je zniekształcać, manipulować nimi. Jesteśmy świadkami swobody socjotechnicznej, gdy władza może mówić wszystko, opowiadać o dowolnych zagrożeniach, spiskach, nakręcać atmosferę zagrożenia, a społeczeństwo jest pozbawione możliwości weryfikowania, czy to, co słyszy, jest prawdą. Tutaj dodatkowo kluczowy jest kontekst bezpieczeństwa.

Czytaj też: Stan wyjątkowej obłudy. Co się dzieje na granicy?

Rozumiem, że bezpieczeństwa państwa.
Oczywiście, ale patrzmy na to jak na uniwersalny mechanizm – jeśli w przestrzeni publicznej pojawia się dyskurs bezpieczeństwa, to on eliminuje inne, wypycha je z tej przestrzeni.

Reklama