KATARZYNA KACZOROWSKA: Jakie dzieci trafiają do pani na oddział?
ANNA B.: Z tzw. wielowadziem, z ciąż zagrożonych, z wadami letalnymi, a więc niedającymi szans na przeżycie po porodzie. Trafiają do nas wcześniaki i noworodki z całej Polski i mamy przekrój najgorszych możliwych sytuacji, wad, podejrzeń chorób. Prawdę mówiąc, po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, jakie zapadło rok temu, nic się nie zmieniło poza jednym – dalej trafiają do nas pacjenci w ciężkich stanach, często w ogóle nierokujący, ale jest ich więcej. Jakiś czas temu zostały utworzone dodatkowe miejsca i wszystkie są zapełnione.
Matki w depresji lub w niewiedzy
Rodzice na taki oddział mają wstęp?
Mają.
W jakim stanie są matki tych dzieci?
Bardzo różnym. Począwszy od depresji, przez pogodzenie się z sytuacją, po walkę o życie dziecka lub choćby komfort tego życia, bo trudno tu mówić w każdym przypadku o wyzdrowieniu. Rodzice to cały przekrój społeczeństwa: zarówno w sensie statusu materialnego, jak i możliwości intelektualnych. Te drugie dotyczą przede wszystkim zrozumienia tego, na co chore jest dziecko, bo tu też bywa różnie.
Są rodzice, którzy nie przyjmują do wiadomości, co się dzieje z noworodkiem urodzonym z zespołem Patau?
Są. Mamy rodziców, którzy wiedzą, co czeka ich dziecko, czy ma szansę na życie, jakie to życie może być, rozumieją, jakie są potencjalne skutki wad w przyszłości, ale bywają też rodzice nieuświadomieni.