KATARZYNA KACZOROWSKA: Polskie samorządy przygotowują się na wypadek wojny na Ukrainie i przyjęcie już nie dziesiątek, ale być może tysięcy uciekinierów?
BARTŁOMIEJ ŚWIERCZEWSKI: Ja zapytałbym raczej, czy Polska jako kraj w ogóle jest przygotowana do przyjęcia uchodźców, i to jakichkolwiek, nie tylko z Ukrainy czy Białorusi. Wystarczy popatrzeć na sytuację związaną z kryzysem na wschodniej granicy.
Tymi uchodźcami można straszyć, inna kultura, muzułmanie…
To pani powiedziała. Ja bym zwrócił uwagę na wykorzystywanie tych ludzi przez reżim Łukaszenki do operacji polityczno-propagandowej. Fakty są takie, że Polska w ostatnich latach, a na pewno w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy, jest krajem, który przyjął jedną z największych fal imigrantów zarobkowych, w tym również z krajów muzułmańskich, takich jak Pakistan czy Bangladesz. I to jest pierwsza rzecz, która się rozjeżdża z oficjalną medialną narracją, według której jesteśmy przeciwko uchodźcom, bo niosą ze sobą zagrożenie.
Paradoksalnie, jeśli spojrzymy na twarde liczby, to okazuje się, że do Polski w ostatnich latach przybyło kilkaset tysięcy imigrantów i zapewne uchodźców. Najnowsze dane Eurostatu pokazują, że w 2020 r. z 2,2 mln wszystkich zezwoleń wydanych w Unii Europejskiej na Polskę przypadło 598 tys. (26 proc.), Niemcy 313 tys. (14 proc.), Hiszpanię 312 tys. (14 proc.). A to oznacza, że ten rząd jest jednym z bardziej proimigranckich. Jak w takim razie powinniśmy rozumieć to straszenie uchodźcami?