„Więcej chętnych do pomocy niż potrzebujących”. Relacja ze stołecznych dworców
Kuba, 22-latek, nie może usiedzieć bezczynnie. – Miałem dziś jechać na granicę i stamtąd przewozić ludzi do Warszawy, ale samochód się popsuł i nie pojechałem. Zamiast tego wypożyczyłem auto na minuty i jestem tu – mówi, stojąc na środku przeszklonej hali Dworca Wschodniego w Warszawie, gdzie od godziny podchodzi do kobiet i łamiącym rosyjskim pyta, czy potrzebują podwózki. – Na razie żadna nie potrzebowała – dodaje nieco zrezygnowany. – Samochód czeka na parkingu, a minuty lecą, więc chyba wrócę do domu i poczekam na telefon od mechanika. Tutaj, jak widzę, za dużo nie pomogę.
Za plecami Kuby działa punkt informacyjny dla uchodźców z Ukrainy: niebiesko-żółte kartki zadrukowane cyrylicą i kilka osób w odblaskowych kamizelkach z napisem „wolontariusz”. Od piątku można do nich podejść, poprosić o picie, transport czy dach nad głową.
Wolontariusze, których wciąż przybywa (pierwszej doby zgłosiło się ponad tysiąc osób), wysłuchają, napoją, w razie potrzeby zaproponują pomoc psychologiczną i w sprawach legalizacji pobytu, po czym wejdą na stronę ochotnicy.waw.pl, gdzie znajduje się baza chętnych do czasowego udostępnienia mieszkania, domu lub pokoju. – Najczęściej jednak przybywający z Ukrainy mają już gdzie spać i to, czego od nas potrzebują, to wskazówki, jak dojechać na miejsce – mówi Ania, wolontariuszka. – W ogóle więcej osób podchodzi do nas, żeby zapytać, gdzie można zostawić jedzenie i ubrania albo czy kogoś nie podwieźć.