AGNIESZKA GIERCZAK-CYWIŃSKA: Czy w ostatnim czasie obserwujecie zwiększony poziom dezinformacji czy innych niepokojących zjawisk w polskiej sieci?
PIOTR KONIECZNY: Zdecydowanie tak. Od momentu inwazji Rosji na Ukrainę w sieci pojawiło się więcej zmanipulowanych informacji, na przykład o rzekomych atakach komputerowych lub wyciekach danych. Takie treści publikują nie tylko stworzone do dezinformacji boty, ale też tzw. użyteczni idioci – w tym również Polacy, którzy po prostu dali się zmanipulować i amplifikują nieprawdziwe informacje na swoich profilach. Ludzie lubią podawać dalej coś, co wpisuje się w ich poglądy, niestety często bez sprawdzenia wiarygodności takiego przekazu.
Nie trzeba być trollem, żeby się pomylić
Czy jesteśmy sami w stanie rozpoznać fejkowe informacje w sieci?
Jesteśmy, ale trzeba włożyć w to sporo pracy, a przede wszystkim weryfikować wszystko, bo nawet znane tytuły prasowe potrafią dziś opublikować nierzetelny artykuł, bazując na niesprawdzonym „twitnięciu”. Aby rozpoznać, czy dana informacja jest prawdziwa, powinniśmy odrzucić wszelkie opinie i skupić się na faktach, a następnie spróbować te fakty sami niezależnie potwierdzić.
Niestety, w zależności od rodzaju informacji sposoby tego niezależnego potwierdzania mocno różnią się od siebie, a nierzadko wymagają umiejętności technicznych. Przykładowo załóżmy, że artykuł dotyczy incydentu na pokładzie samolotu – na zdjęciu pokazano, jak obsługa obezwładniła jednego z pasażerów. W takiej sytuacji należałoby ustalić, co to za linia lotnicza i który dokładnie lot (jeśli nie ma takich danych w artykule, można spróbować wywnioskować to np.