Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Wielu Białorusinów jest gotowych umierać za wolną Ukrainę

Uroczystości pogrzebowe ukraińskich żołnierzy Uroczystości pogrzebowe ukraińskich żołnierzy Kai Pfaffenbach / Reuters / Forum
Mamy jeden cel: to wolna i demokratyczna Białoruś. Mając takich sąsiadów jak Polska, kraje bałtyckie i Ukraina, uda nam się nie być w ogonie postępu – mówi Andrej, członek białoruskiego batalionu ochotników walczących za Ukrainę.

Paval Kuhta chciał jechać walczyć z Rosją zaraz po wybuchu wojny w Ukrainie. Koledzy przekonali go, żeby został w Polsce i zajął się rekrutacją ochotników, bo Białorusinów gotowych umierać za wolną Ukrainę jest więcej.

O wojnie bez romantyzmu

Dwa dni po rozpoczęciu agresji w Domu Białoruskim w Warszawie zapadła decyzja o powołaniu Centrum Pomocy Białoruskim Ochotnikom Walczącym o Ukrainę. Zrekrutowani dołączają do batalionu im. Kastusia Kalinowskiego (polsko-białoruskiego uczestnika powstania styczniowego) walczącego w ramach międzynarodowego legionu, którego powstanie ogłosił w mediach prezydent Wołodymyr Zełenski.

Najważniejsze zadania Kuhty jako koordynatora Centrum to zbiórka pieniędzy i sprzętu oraz rekrutacja ochotników i wysłanie ich na granicę z Ukrainą. Informacje o naborze można znaleźć w mediach społecznościowych Białoruskiego Domu, na Telegramie i Facebooku. Wszyscy są weryfikowani zarówno przez Centrum, jak i stronę ukraińską. W ciągu pierwszych dwóch tygodni wyjechały cztery grupy mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat. Ilu ich było dokładnie, Paval Kuhta nie może powiedzieć. Mówi ogólnikowo, że kilkudziesięciu.

O obcokrajowcach walczących z Rosją po stronie ukraińskiej głośno zrobiło się teraz, ale w wojnie trwającej od 2014 r. brali już udział. Jednym z nich był Kuhta.

– W latach 2016–17 walczyłem jako ochotnik w Donbasie. Od szkoły byłem opozycjonistą. Kiedy Rosjanie napadli na Ukrainę, zdecydowałem, że muszę tam pojechać i walczyć.
– Jak zareagowała rodzina?
– Mama pożyczyła mi 50 dol. na drogę.

W Donbasie spotkał innych rodaków. Nie tworzyli odrębnego oddziału, walczyli w tych samych co Ukraińcy. Na jeden ze zwiadów poszli we czterech: dwóch Białorusinów, dwóch Ukraińców. Trafili na minę przeciwpiechotną. Jeden z Ukraińców zginął, Białorusin wpadł w stupor – nie było z nim żadnego kontaktu, nie ruszał się, musieli go nieść. Kuhta trafił do szpitala, był operowany. Do dziś słabo słyszy na jedno ucho, ale mówi, że miał szczęście, bo odłamek o milimetry minął oko. Gdy wydobrzał, wrócił na front.

Jasne, że się bałem. Wszyscy się boją, to jest wojna. Ale na początku miałem jeszcze takie romantyczne wyobrażenie na jej temat, nie zdawałem sobie sprawy, jak to wygląda w rzeczywistości – wspomina. – Ani przez chwilę nie żałowałem. Gdybym ze względu na swoje doświadczenie nie był potrzebny tu, już dawno byłbym w Kijowie.

Zapewnia, że dziś już jego wyobrażenie o wojnie jest odarte z romantyzmu. Ma 24 lata.

Ochotnikom z Białorusi grozi więzienie

Członkowie batalionu im. Kastusia Kalinowskiego są Białorusinami, ale żyją na emigracji w różnych częściach Europy. To zarówno programiści, jak i spawacze, pracownicy budowlani, studenci, opozycjoniści i dotąd tylko migranci zarobkowi. Teraz za walkę dla obcego narodu w Białorusi będzie im grozić 15 lat więzienia.

40-letniemu Andrejowi teraz i tak by groziło, więc w zeszłym roku wyjechał z Mińska do Polski. Po protestach po sfałszowanych wyborach w 2020 r. władza zaczęła przypominać sobie o starych przewinach obywateli. Grzechem Andreja było działanie na początku lat dwutysięcznych w organizacji promującej pozytywny wizerunek NATO wśród młodzieży. Jej założyciele wiedzieli, że Rosja zawsze będzie ingerować w ich wewnętrzną politykę, żeby nie dopuścić do demokratyzacji i niepodległości kraju. Nadziei upatrywali w oddolnych inicjatywach zmieniających postawy społeczeństwa. Działalność organizacji została jednak ukrócona.

Andrej zajął się pracą, założył rodzinę, żył w Mińsku. Kiedy pytam, co w takim razie się stało, że rozmawiamy w Warszawie, a on za chwilę wsiądzie do samochodu do Kijowa, odpowiada: – Jestem z opozycyjnej rodziny, tak zostałem wychowany. W ciągu kolejnych 20 lat władza przykręcała śrubę, a mnie to coraz mocniej denerwowało. Muszę działać, żeby dać ujście tym nagromadzonym emocjom. Nie widzę sensu, żeby teraz nawoływać do zmiany reżimu Łukaszenki na Facebooku. Żeby kogoś ostrzyc, trzeba wziąć do ręki nożyczki.

Czytaj też: Słabosilna polska armia. Rakiety nas nie obronią

Żona? Ona nie rozumie

Niektórzy z białoruskich ochotników wierzą, że wygrana Ukrainy doprowadzi do ostatecznego upadku Putina. Andrej liczy na wzmocnienie ich jako grupy, która dzięki zdobytemu wojskowemu doświadczeniu będzie w stanie w sposób skoordynowany i zdyscyplinowany walczyć o własną sprawę.

– Mamy jeden cel: to wolna i demokratyczna Białoruś. Mając takich sąsiadów jak Polska, kraje bałtyckie i Ukraina, uda nam się nie być w ogonie postępu, równać do poziomu sąsiadów. Tylko te kraje też muszą pozostać demokratyczne. Nie ma wolnej Białorusi bez wolnej Ukrainy.
– Żona popiera twój wybór?
– Ona tego nie rozumie, żyje w innej bańce. Nie wierzy Łukaszence, ale uważa, że polityka to sprawa kogoś innego, jej nie dotyczy.

Nie mamy czasu na dłuższą rozmowę, bo Andrej z innymi zaraz rusza w kierunku ukraińskiej granicy. Wchodzimy do salki Domu Białoruskiego, w której zebrali się pozostali ochotnicy. Pożegnania z bliskimi odbyły się wcześniej, bagaże od kilku godzin czekają w samochodach. Zostało jeszcze tylko wspólne zdjęcie i nagranie krótkiego filmiku, na którym mówią: „My, Białorusini, jedziemy pomagać naszym braciom Ukraińcom walczyć o niepodległość Ukrainy i walczyć o niepodległość Białorusi. Chwała Ukrainie! Chwała bohaterom! Niech żyje Białoruś!”.

Z tyłu jakiś żartowniś dodaje: „Śmierć moskiewskim okupantom, amen!”. Gromkiego śmiechu nie było.

Czytaj też: Na Ukrainie coraz więcej ofiar. Dlaczego giną cywile?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną