Jak na razie niewiele wiadomo poza tym, że lawinę uruchomiła złożona w zeszłym roku skarga studentki. Wygląda na to, że wewnętrzne dochodzenie niezbicie potwierdziło ataki na co najmniej kilkanaście osób. Według ustaleń „Gazety Wyborczej” wstępne rozpoznanie pozwoliło zlokalizować co najmniej siedem kobiet oskarżających rzeczonego profesora, a w toku postępowania udało się dotrzeć do kolejnych. Proceder miał się ciągnąć od dobrych 30 lat.
„Profesor już taki jest”. Normalka
Jedna z osób znających sprawę anonimowo skomentowała ją dla „GW”: „Od lat jestem związana z Uniwersytetem Warszawskim, ale o czymś tak ohydnym i na taką skalę jeszcze nie słyszałam”. Rzeczywiście, zwyczajna ohyda w ludzkiej skali to na polskich uczelniach norma. Mniej więcej co trzecia studiująca osoba, w tym co druga kobieta, doświadcza w toku studiów molestowania, a reakcje władz uczelni na zgłaszane problemy najczęściej sprowadzają się do „profesor już taki jest”, a molestowanie i nadużycia to przecież „normalka”.
To, że profesor językoznawstwa w ogóle dowiedział się o sprawie i odczuł ją choćby w taki sposób, że musiał ustąpić z prestiżowego stanowiska honorowego przewodniczącego Rady Języka Polskiego, jest zasługą toczącej się powoli wewnętrznej rewolucji podjętej przez Uniwersytet Warszawski. W listopadzie 2019 r. w Sejmie odbyła się konferencja skupiająca przedstawicielki i przedstawicieli świata akademickiego, którzy zdecydowali się