Rzekomo chodzi o zmniejszenie ryzyka błędu medycznego, gdyby osobie uczulonej czy ciężarnej podano niebezpieczne dla niej albo dla płodu środki. W rzeczywistości idzie raczej o wywołanie efektu mrożącego. Nie o alergie czy grupy krwi, które posłużyły za figowy listek, ale właśnie o ciąże. Bo przecież byłoby absurdalne, gdyby grupę krwi wpisywano na wiarę, zapytawszy pacjenta, czy ją zna, trudno też zakładać, że ktoś mimochodem, przypadkiem zrobił test i nosi go w torebce, dobywając akurat u stomatologa.
Co się stało z brzuchem
Za to może się zdarzyć, że pacjentka, widząc wpis dokonywany w kartotece, pomyśli: „Lekarz już wklepał w komputer, zapis będzie widoczny dla każdego innego medyka, gdybym więc planowała przerwać ciążę, każdy lekarz, do którego się zgłoszę, będzie mógł zapytać, co się stało z brzuchem. Może rozgada po mieście, może dowie się rodzina, babcia, sąsiadka… Ksiądz”.
Może się też zdarzyć, że – nie znając prawa – kobieta pomyśli nawet, że kolejni lekarze zgłoszą brak brzucha do prokuratury, a dopytywaniem, dlaczego nie urósł, zajmą się policjanci. Proste? Cwane.
Krzysztof Brejza: Efekt będzie taki, że kobiety przestaną się badać
Polki znają swoje prawa
Tyle tylko, że czas mija, a jednym z ubocznych skutków wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej i