Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu stanęła przed sądem, oskarżona o pomocnictwo w przerwaniu ciąży (działaczce grożą za to trzy lata więzienia). Doniósł na nią partner Ani, kobiety, której Justyna pomogła, przekazując jej własne tabletki do aborcji farmakologicznej. Pierwsza rozprawa odbyła się 8 kwietnia w Warszawie. Aktywistki spodziewały się wyroku już dzisiaj, podczas drugiej rozprawy, jednak sąd ograniczył się do ponownego przesłuchania świadków, w tym samej Wydrzyńskiej. Kolejną zaplanowano na 14 października o 9:30 w sądzie przy Poligonowej 3 w Warszawie.
Ania tkwiła w przemocowym małżeństwie, nie wyobrażała sobie ciąży, ale jej mąż uniemożliwił jej wyjazd na umówiony zabieg za granicą. Kiedy w desperacji zwróciła się o pomoc do Aborcji bez Granic (tel. 22 29 22 597), Wydrzyńska podzieliła się z nią własnymi tabletkami, trzymanymi w domu „na wszelki wypadek”. Jak relacjonuje Aborcyjny Dream Team, „kontrolujący partner Ani zastawił na nią pułapkę, wzywając przy okazji policję, mężczyźni zabrali kobiecie leki”. To pierwszy w Europie przypadek ścigania aktywistki za pomoc w aborcji farmakologicznej.
Sprawa Justyny. Świadkowie nie przyszli do sądu
Podczas czwartkowego procesu sąd zdecydował o ponownym przesłuchaniu świadków, jednak część z nich po prostu się nie stawiła – w tym sprawca całego zamieszania, partner Ani, który powiadomił organy ścigania o zajściu. Pojawił się natomiast mec. Jerzy Kwaśniewski z Ordo Iuris. Wydrzyńską pytał o to, czym zajmuje się Aborcyjny Dream Team oraz dlaczego miała w domu tabletki. „Jestem aktywna seksualnie” – tłumaczyła Wydrzyńska, dodając, że nie boi się powiedzieć, iż ma je również „dla swoich bliskich”.
Sprawa Justyny doprowadziła do powstania napływających falami pism: podpisanej przez ponad 110 tys. osób petycji Amnesty International skierowanej do ministra sprawiedliwości, listu poparcia od europarlamentarnej grupy All of Us (są w niej europosłanki i europosłowie zatroskani o prawa reprodukcyjne Europejek), wyrazów poparcia z Organizacji Narodów Zjednoczonych i międzynarodowej sieci Catholics for Choice.
Płyną też dokumenty z drugiej strony, np. wygenerowana przez Ordo Iuris opinia w sprawie licząca 37 stron, w której instytut przywołuje „konstytucyjny standard ochrony życia” oraz przyjmuje niezwykle konserwatywną wykładnię prawa międzynarodowego, pomijając w zasadzie wszystkie rozpoznania odnoszące się do praw reprodukcyjnych, jakie zrobiono od czasu Międzynarodowej Konferencji ONZ ws. Populacji i Rozwoju, która miała miejsce w 1994 r. w Kairze. Zważywszy że poparcie dla Justyny wyraziły w oficjalnym liście do polskiego rządu sprawozdawczynie ONZ Mary Lawlor (specjalna sprawozdawczyni ds. sytuacji obrońców praw człowieka ONZ), Melissa Upreti (przewodnicząca Grupy Roboczej ONZ ds. dyskryminacji kobiet i dziewcząt), Tlaleng Mofokeng (specjalna sprawozdawczyni ONZ ds. prawa do zdrowia) i Reem Alsalem (specjalna sprawozdawczyni ds. przemocy wobec kobiet, jej przyczyn i skutków), pominięcia OI wydają się szczególnie intrygujące.
Aborcja. Najważniejszy proces tego roku
Proces Justyny Wydrzyńskiej zapowiada się na jeden z najważniejszych w 2022 r. w Polsce. Choć prawo RP nie opiera się, tak jak systemy anglosaskie, na precedensach, to jednak rozstrzygnięcie będzie wskazywać, jak będzie u nas traktowana kwestia aborcji. Jeśli, jak chce Ordo Iuris, sąd ukarze Wydrzyńską i uzna „wysoką szkodliwość społeczną” jej czynu, naruszy to kruchą równowagę społeczną polegającą na tym, że co prawda przepisy w sprawie przerywania ciąży są drakońskie, ale dopóki kobiecie nie grozi więzienie za przerwanie własnej ciąży, wciąż daje się je jakoś obejść. Skądinąd z punktu widzenia najwyższych szczebli w państwie szykowanie się na baby boom w kontekście galopującej inflacji i co najmniej spowolnienia gospodarczego, jeśli nie recesji, wydaje się absurdalne, ale nie takie występki przeciwko rozumowi oglądaliśmy.
Z drugiej strony uniewinnienie Wydrzyńskiej de facto zalegalizowałoby i tak wyraźną w praktyce martwotę zakazu aborcji, uderzając, jak się zdaje, w rdzeń tożsamości konserwatywnych polityków sprawujących rządy w Polsce. Zażegnałoby natomiast groźbę masowych demonstracji, które mogłyby sparaliżować kraj podobnie jak Czarne Protesty w 2016 r. i strajki kobiet po decyzji Trybunału Konstytucyjnego w 2020.
Tym razem jednak kwestia aborcji mogłaby wywołać efekt domina, gdyż powodów do niezadowolenia z rządu jest bardzo dużo, a kobiety pokazały, że naprawdę potrafią rozkręcać uliczne protesty. W październiku kwestia drożyzny opału i lawinowo rosnącego ubóstwa energetycznego będzie, by tak rzec, paląca... Naprawdę współczuję sędzi, która będzie musiała wydać wyrok. Tkwi między młotem a kowadłem.