Yuliia Voinalovich od miesiąca przekonuje siostrę, żeby nie wyjeżdżała z Polski na Ukrainę, gdzie został jej mąż. U nas są od 7 marca, w sumie ponad cztery miesiące. Olga była już prawie spakowana, ale gdy okazało się, że Rosjanie zbombardowali ich miasto, zrezygnowała z wyjazdu. Ze strachu, który okazał się silniejszy niż tęsknota za mężem. Ten zresztą dzwoni codziennie i prosi, by siedziała w Polsce jak najdłużej, przecież mają czteroletnią córeczkę i nie może im się nic stać.
– Jeśli siostra wyjedzie, nie ma żadnej gwarancji, że zostanie wpuszczona z powrotem – mówi Yuliia. Przyznaje, że nie zna przepisów, jakie za tym stoją.
Na granicy. Raz nie, raz tak
Sprawę tych przepisów nagłośniło Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, prócz tego posłanka Polski 2050 Hanna Gill-Piątek i europosłanka Janina Ochojska. Alarmowano, że nakładają się na siebie dwa systemy prawne – polski i europejski, a cierpią na tym konkretni ludzie. Magda Butkiewicz, adwokatka z Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu i wolontariuszka pomagająca pro bono obywatelom Ukrainy, przyznaje, że na dyżurach cały czas pojawiają się pytania o możliwość wyjazdu do UA i ponownego wjazdu do Polski.
Stowarzyszenie Interwencji Prawnej po analizie specustawy stwierdziło, że wolą polskiego ustawodawcy było, aby osoby objęte ochroną czasową miały prawo wyjazdu i ponownego wjazdu na terytorium RP. SIP przypomina, że obywatele krajów spoza strefy Schengen mogą uzyskać zezwolenie państwa członkowskiego na wjazd na jego teren m.in. ze względów humanitarnych. A więc Straż Graniczna ma właściwie obowiązek wpuścić Ukraińców, którzy wyjechali do siebie, po czym wrócili do Polski.