Albo udzielasz korepetycji, albo dziadujesz. Takie są realia polskiej szkoły
Zawsze jest jakiś powód, aby nauczycielom płacić mało. Zamiast wysokiego wynagrodzenia mają przecież ferie i wakacje. Nie można im podwyższać pensji, gdyż pracują bardzo krótko: prowadzą tylko 18 lekcji w tygodniu. To mniej niż cztery godziny dziennie! Do tego ich godzina pracy, czyli właśnie lekcja, trwa zaledwie 45 minut. A jak się rozchorują i zwykłe zwolnienie lekarskie nie pomoże, dostają roczny płatny urlop na poratowanie zdrowia. Jeśli brakuje im pieniędzy, mogą dorobić na korepetycjach albo w inny sposób. Mają na to mnóstwo czasu.
Tak mówi rząd, a społeczeństwo mu wierzy i akceptuje upokarzające wynagrodzenia w oświacie. PiS przekonał ludzi, że nauczyciele to najbardziej roszczeniowa grupa zawodowa, która najmniej robi, a najwięcej żąda. Byłoby nieuczciwe za taką pracę płacić więcej. A nawet gdybyśmy chcieli – przekonywał ostatnio Jarosław Kaczyński – byłoby to ze szkodą dla kraju. Nauczycieli jest tak dużo, że nawet drobna podwyżka wynagrodzeń skutkowałaby potężnym wzrostem inflacji. Nie, nauczyciele nie mogą więcej zarabiać. Muszą jakoś sobie radzić. Ta kwestia – postanowił PiS – nie podlega negocjacji. Naród bije brawo i się cieszy.
Czytaj też: Co piąty nauczyciel szuka nowej pracy
Szkoła? Banda nierobów
Nie będę udawał, że pracuję w wakacje. Pracowałbym, gdyby tego ode mnie oczekiwano. Skoro jednak uznano, że mam wolne dni traktować jako formę wynagrodzenia, brać czas i nie żądać większych pieniędzy, tak właśnie czynię.