Państwo PiS ma od teraz wiedzieć o każdej ciąży. Jest się czego bać?
Państwo PiS na rejestrach stoi, a w każdym razie chciałoby takie wrażenie sprawiać. Od początku rządów próbuje rejestrować, co tylko się da – od danych teleinformatycznych użytkowników sieci komórkowych po sytuację rodzinną dzieci chodzących do szkoły. W międzyczasie w życie weszło RODO, europejskie Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych, które przy całej swojej uciążliwości całkiem nieźle chroni nasze dane m.in. przed nadmierną ingerencją państwa. Co więc realnie może się zmienić od 1 października, kiedy to rozszerza się zakres danych obowiązkowo wprowadzanych do Systemu Informacji Medycznej (SIM)?
Czytaj też: Rejestr ciąż. Fundamentaliści się nie zatrzymują
Alergie, grupa krwi i ciąża
Od tego dnia obowiązkowe stanie się zamieszczanie w SIM m.in. informacji o obecności implantowanych urządzeń medycznych (wkładki domaciczne, ale także rozruszniki serca, niektóre pompy insulinowe itp. – ustawodawca nie wprowadził rozróżnienia między typami urządzeń), alergiach danej osoby, grupie krwi i wreszcie, co budzi największe emocje, o byciu w ciąży. Dane miałyby być rejestrowane wyłącznie „w związku z udzielaniem świadczenia zdrowotnego lub realizacją istotnej procedury medycznej” zarówno przez usługodawców objętych kontraktami NFZ, jak i prywatnych. Wgląd w informacje mieliby natomiast: lekarze wykonujący badanie lub procedurę, lekarze w obrębie tego samego podmiotu (np. szpitala) wykonujący powiązane badania lub procedury, lekarz, pielęgniarka i położna wskazani przez pacjenta oraz każdy pracownik medyczny w przypadku zagrożenia życia.