„Szkło kontaktowe”: Daukszewicz, Andrus, Górski odchodzą. Kto się nie zna na żartach?
Krzysztof Daukszewicz, jeden z komentatorów satyrycznego programu TVN24 „Szkło kontaktowe”, poinformował, że z niego odchodzi. W imię solidarności z kolegą z udziału w nim zrezygnowało dwóch kolejnych współprowadzących: Robert Górski i Artur Andrus. A wszystko zaczęło się od żartu Daukszewicza z maja. Nawiązując do słów Kaczyńskiego, tuż przed fragmentem z występem dziennikarza Piotra Jaconia satyryk rzucił uwagę: „Jakiej on dzisiaj jest płci?”. Jacoń, który jest ojcem transpłciowej córki i publicznie mówi o szacunku dla osób trans, nie kryl poruszenia, jakie w nim ten dowcip wywołał. Nie był też gotów przyjąć automatycznie przeprosin. Choć mogło się wydawać, że sprawa przygasła, dziś znów budzi dyskusje i dzieli internautów.
Piotr i Wiktoria Jaconiowie dla „Polityki”: Mamy wyrok. Są w nim fragmenty, które bolą
Daukszewicz odchodzi, Jacoń ma przeprosić
W ocenie części komentatorów reakcja Piotra Jaconia, który publicznie mówił, jak bardzo poruszył go ten żart – zwłaszcza we własnej stacji – była przesadzona. Ich zdaniem dziennikarz nie powinien brać do siebie słów satyryka, zwłaszcza że nawiązywały – w zamierzeniu prześmiewczo – do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. W tej narracji Jacoń nie tylko przesadza, ale i jest odpowiedzialny za to, jakie reakcje pojawiły się potem w sieci. Daukszewicz właśnie wylewający się na niego hejt podał bowiem jako powód odejścia z programu. Jednocześnie dość powszechne jest przekonanie, że Jacoń przeprosiny Daukszewicza powinien przyjąć – gdyż „nic takiego się nie stało”, a żart nie świadczy jeszcze o jakichkolwiek uprzedzeniach wobec osób trans.
Niektórzy idą nawet dalej, stwierdzając, że Piotr Jacoń powinien publicznie satyryka przeprosić za to, że kiedykolwiek negatywnie skomentował jego zachowania i sugerował uprzedzenia. Taki postulat wysunęła żona Daukszewicza, która winą za wszystko, co się wydarzyło, obarcza przede wszystkim właśnie Jaconia, który nie wykazał się ani wystarczającym poczuciem humoru, ani zrozumieniem, że nie był to żart wymierzony w niego czy jego córkę. Zdaniem żony satyryka Jacoń powinien zrozumieć swój błąd, który jest przecież oczywisty.
Biorąc pod uwagę, że decyzję Daukszewicza o odejściu z programu wsparło wielu innych jego uczestników, tworzy się następująca narracja: dziennikarz nie poznał się na dowcipie, zbudował atmosferę nagonki i teraz przez brak odpowiedniej postawy ludzie, którzy przecież niczemu nie zawinili, tracą pracę.
Czytaj też: Prezes Kaczyński „by to badał”. Homofobia tym razem nie chwyci
Transfobia umyka
Kiedy przyglądamy się tak nakreślonej sytuacji, od razu widzimy, jak wąskie ramy tworzy współczesne społeczeństwo dla osób z mniejszości i ich rodzin. Emocjonalna reakcja na amplifikujący transfobiczną narrację żart jest dopuszczalna, ale nie powinna się wiązać z żadnymi dalszymi konsekwencjami. Osoby aktywistyczne powinny zawsze pamiętać, że bycie zbyt otwartym w mówieniu o swoich emocjach i zbyt stanowczym w swoich postawach może się dla nich źle skończyć. Mogą walczyć o swoje prawa, ale przede wszystkim nie powinny robić innym zbyt wielu kłopotów. Mają być miłe, pokorne, wdzięczne, że ktokolwiek w ogóle za transfobiczny dowcip jest gotów przeprosić.
Tymczasem, jak zauważył Jacoń w swoim komentarzu do całej sytuacji, transfobia często przechodzi bokiem. Właśnie w takich żartach „wujka z wąsem”, gdy wszyscy rozumiemy, że niczego nie należy brać poważnie. „Szkło kontaktowe” niby wyśmiewa słowa Kaczyńskiego czy innych polityków prawicy, ale daje im przestrzeń, w której mogą po raz kolejny wybrzmieć. Osoby z mniejszości nie są zapraszane do tego typu programów. Nie mają szansy powiedzieć, że nawet w żartach trudno słuchać transfobicznej narracji płynącej z samych szczytów władzy. To niewielka, marginalizowana grupa, która na każdym kroku spotyka się z trudnościami. Zarówno uprzedzeniami, jak i przeszkodami prawnymi (by uzgodnić płeć w dokumentach, w Polsce trzeba pozwać własnych rodziców). Nic więc dziwnego, że aktywiści i bliscy osób tras nie mają poczucia humoru. Każdy z takich żartów dotyka bowiem osób w sytuacji właściwie bez wyjścia, które coraz mocniej odczuwają społeczne uprzedzenia.
Warto tu dodać, że sam Piotr Jacoń przyjął decyzję Daukszewicza z pewnym zaskoczeniem. Na Instagramie tłumaczył, że udało mu się ponad miesiąc temu z satyrykiem pogadać i choć nie zgodzili się w każdej sprawie, to doszli do wspólnych wniosków i porozumienia. Zaznaczmy, że postrzeganie dziennikarza jako winnego każdego komentarza, jaki zostawiono w sieci, jest typowym przykładem, jak trudno prowadzić w internecie działalność aktywistyczną. Komentarze Jaconia, choć emocjonalne, były pozbawione hejtu, przemawiało przez niego rozczarowanie i poczucie, że można wyciągnąć z tej sytuacji lekcję. Trudno założyć, że dziennikarz ma nie komentować zdarzenia tylko dlatego, że ktoś w sieci mógłby się zdecydować na bardziej stanowczy komentarz.
Podkreślmy: Jacoń zapewnia, że sprawa została omówiona z satyrykiem i był przekonany, że nie będą już do niej wracać. To decyzja Daukszewicza ożywiła rozmowę, która nawet wśród internetowych komentatorów została już zapomniana i zamknięta.
Piotr Jacoń: W sądzie działy się rzeczy traumatyczne
Kto się nie zna na żartach
Tym jednak, co wydaje się kluczowe, jest SMS, jaki Daukszewicz wysłał Jaconiowi przed ustąpieniem z programu. Pisze w nim: „Jednego ksenofoba na Pana drodze mniej. Zostali jeszcze Kaczyński i Czarnek”. To kwintesencja sytuacji, w której znajdują się przedstawiciele mniejszości w Polsce. Teoretycznie wspierają ich osoby ze środowisk liberalnych i z liberalnych mediów. Ale do czasu. Do czasu, kiedy głos zabrzmi za mocno, kiedy pojawią się konsekwencje i słowa krytyki. Wtedy pojawia się narracja, którą przedstawia Daukszewicz. Nie można mieć do nas pretensji, bo mogło być gorzej. Jacoń stał się „katem” satyryka, który powinien być przecież poza podejrzeniami. Niechęć do PiS powinna osłaniać przed krytyką. „Swoim” mamy więcej wybaczać, trochę jak wujkowi przy świątecznym stole, który powtarza grube żarty, ale puszczamy je mimo uszu.
Tymczasem osoby LGBTQA+ coraz częściej sobie uświadamiają, że to sojusznictwo ugrupowań i osób identyfikujących się jako antyPiS jest powierzchowne. Politycznie poprawne, ale nie zakorzenione w realnym przekonaniu o równości. Wystarczy dowolna scysja i nagle okazuje się, że mniejszości i ich rodziny powinny milczeć. Powinny lepiej znać się na żartach. Powinny przyjąć każde przeprosiny. Powinny przede wszystkim być wdzięczne. Bo przecież mogło być gorzej. To sytuacja bez wyjścia. Albo broni się własnej rodziny i tożsamości, albo zostaje się oskarżonym o niszczenie ludzi.
Daukszewicz informuje, że z programu odszedł sam, i dziękuję stacji, która wyciągnęła do niego rękę. To sugeruje, że była to jego osobista decyzja, a nie zwolnienie dyscyplinarne. Wiele osób w sieci powątpiewa, czy była to samodzielna decyzja prowadzącego. Pojawia się popularna narracja o cancelowaniu i uciszaniu komików, za którą ma być odpowiedzialna „krwiożercza” lewica. Satyryk twierdzi tymczasem, że odchodzi, bo nie wytrzymał hejtu i utraty poczucia bezpieczeństwa. Mimo że nie miał żadnych złych intencji, stał się ofiarą nienawiści.
Nietrudno dostrzec w tym pewnej ironii losu. Bo dokładnie to przeżywają na co dzień osoby z mniejszości w Polsce. Bezustanny hejt i brak poczucia bezpieczeństwa. Tylko one nie mogą odejść z bycia sobą. Ani też powiedzieć światu, jak im źle. Bo nie daj Boże wyjdzie, że nie znają się na żartach.
Czytaj też: Młodzi nie mieszczą się w granicach płci i płciowej tożsamości