Kampania „antyhollenderska” zdała się na nic. „Zielona granica” odniosła sukces
Podstawowa część niniejszego felietonu powstała przed wyborami, a po nich niewiele trzeba było w nim zmieniać. W samej rzeczy „kampania antyhollenderska”, tj. przeciwko Agnieszce Holland z powodu jej filmu „Zielona granica”, zdecydowanie przygasła 8–15 października. Była prowadzona w stylu nawiązującym do publicystyki Tadeusz Kura, dziennikarza bardzo czynnego w 1968 r. Zasłynął artykułem „Encyklopedyści” opublikowanym w „Prawie i Życiu” (24 marca 1968), stanowiącym atak na hasło „obozy koncentracyjne” w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej. Uznał je za „nienaukowy, tendencyjny i szkodliwy wyczyn” świadczący o tym, że „walka i martyrologia narodu polskiego w czasie wojny i okupacji hitlerowskiej była im [autorom] zupełnie obca”. Kur twierdził, że przedmiotowe hasło jest „zwykłym i tendencyjnym kłamstwem, którego nie niwelują sofistyczne wybiegi”.
Kur nie był wyjątkiem, podobnie pisało sporo dziennikarzy i dziennikarek, którzy wyjaśniali, że autorzy listów protestacyjnych, profesorowie i literaci, są „dalecy od społeczeństwa, zamknięci w złotych klatkach wrogich marzeń, nierozumiejący historii i tradycji narodu, zadufani w swoją rzekomą mądrość, moc pieniądza, (...) żyją w wysokich Alpach intelektualnych i korzą się przed Zachodem”. Stanowią mafię, klikę, cmokającą nad sobą kosmopolityczną koterię i kawiarniany salon pseudotwórców. Pojawiło się wtedy powiedzenie „Kur wie lepiej”, które warto przypominać od czasu do czasu, ponieważ obecni prawicowi politycy i propagandyści jakby byli uczniami Kura.