Polska na prochach
Polska na prochach. Biorą młodzi i starsi, recepty idą w miliony. Pora bić na alarm
Kierowcy ciężarówek, którzy walczą ze zmęczeniem. Studenci, którym siada koncentracja. Gospodynie domowe próbujące okiełznać nadmiar obowiązków. Chłopcy z agencji towarzyskich, by sprostać oczekiwaniom klientek (i klientów). Lekarze przed egzaminami. Nastolatki eksperymentujące z innymi stanami świadomości. Księża, tacy jak z sosnowieckiej diecezji, by dodać sobie odwagi. Pracoholicy nastawieni na produktywność. Emeryci nieradzący sobie z bezsennością. Seniorzy po złamaniach bioder, którym odmówiono operacji i muszą uśmierzać ból. Łączy ich jedno: wiara w chemię, życie na proszkach lub zastrzykach. To już plaga.
Przeżyliśmy modę na Valium, kultowy Prozac i Ecstasy. Były domówki z paleniem trawy, a recepty na tabletki z amfetaminą dawno temu krążyły po akademikach. Przyjmowanie takich środków – pobudzających, odchudzających, nasennych – to zjawisko rzeczywiście nie nowe, jednak obecnie w Polsce przyjmuje rozmiary wcześniej niespotykane.
W przypadku nowoczesnych leków – jak Medikinet, Ozempic, OxyContin – różnica polega na tym, że stworzono je na potrzeby konkretnych grup chorych, a więc mają potwierdzoną skuteczność w masowo występujących schorzeniach. To ułatwia do nich dostęp: ADHD (zespół nadpobudliwości psychoruchowej) może mieć w Polsce ponad milion osób, na cukrzycę choruje 3 mln, a na przewlekły ból cierpi nawet 8 mln. Ponieważ nowoczesna technologia pozwoliła zminimalizować ich niekorzystne efekty uboczne (gdy stosowane są zgodnie ze wskazaniami), apetyt na te leki mają również ci, którzy po prostu lubią po nie sięgać w celach niemedycznych.
Recepta na telefon
Nowym zjawiskiem jest też zacieranie granic między dopuszczonymi do sprzedaży, niewinnie wyglądającymi tabletkami a specyfikami, od których można się uzależnić.