Młodzi biorą, by się zabawić. Starsi, aby przetrwać ból lub bezsenną noc. Najsilniejsze uzależniające leki są na wyciągnięcie ręki. Zwykle wystarczy fałszywe lub naciągane rozpoznanie ADHD. Albo adres receptomatu. Miliony tabletek krążą poza jakąkolwiek kontrolą.
Zbierająca śmiertelne żniwo w Stanach Zjednoczonych epidemia uzależnień od środków przeciwbólowych wiele mówi o tym kraju. Serial „Lekomania” z Michaelem Keatonem obrazowo to tłumaczy.
Potrafią wyłudzać recepty, tłumaczyć, że od leków, które nie uzależniają, mają alergię. I dlatego muszą brać psychotropy. A psychiatrzy przyznają: rekordziści potrafią brać je przez kilka lat.
Marketing leków i parafarmaceutyków – czy nie powinien być ograniczony podobnymi regulacjami, jak reklamowanie papierosów i alkoholu?
Wychodzi na to, że jesteśmy narodem lekomanów: 35 proc. Polaków regularnie przyjmuje medykamenty przepisane przez lekarza, średnio po pięć tabletek dziennie. Co czwarty kupuje leki bez recepty na zapas. Jeśli chodzi o spożycie środków przeciwbólowych, mamy trzecie miejsce na świecie po Amerykanach i Francuzach. 20 proc. Polaków sięga po preparaty multiwitaminowe i wzmacniające. Przy czym świadomość, po co to wszystko kupujemy, jest raczej nikła. Łykamy na wszelki wypadek. W ubiegłym roku znów pobiliśmy własne rekordy. Padamy ofiarą agresywnego marketingu i... samotności.