Miękkie wagary. Nowacka straszy, ale bez konkretów. Co robić, żeby młodzi nie uciekali?
Ekipa Barbary Nowackiej regularnie zapowiada, że rozwiąże problem tzw. miękkich wagarów (niechodzenia do szkoły z byle powodu za zgodą rodziców). Przymierza się jednak do tego jak pies do jeża: straszy, ale nie robi nic konkretnego. Po ostatniej wpadce z wprowadzaniem edukacji zdrowotnej, która miała być przedmiotem obowiązkowym, jednak po interwencji premiera będzie dobrowolnym, trudno traktować słowa ministry poważnie.
Zachęta do wagarów
Miękkie wagary funkcjonują w oświacie od lat, są bowiem najskuteczniejszym sposobem radzenia sobie z problemami, jakie dziecko napotyka w szkole. Mitem jest, że dzieci nie przychodzą na lekcje, aby przedłużyć sobie wakacje, ferie czy święta i poza ścisłym sezonem pojechać z rodzicami na wypoczynek. Takie zjawisko istnieje, ale nie jest tak częste, jak się wydaje. Nie od dziś dwie–trzy osoby z klasy nie rozpoczynają roku szkolnego 1 września, lecz nieco później. Tak samo średnio co dziesiąty uczeń robi sobie wakacje już w połowie czerwca, choć lekcje trwają nieomal do końca tego miesiąca. Jeśli gdzieś zdarza się to częściej, jest to problem placówki, a nie ogólnopolski, więc trzeba go rozwiązać własnymi siłami, a nie przy pomocy ministerialnych rozporządzeń.
Zresztą szkoły zachęcają do miękkiego wagarowania. Zwykle w pierwszych dniach września nic nie jest jeszcze gotowe. Nie działa stołówka, plan lekcji bez przerwy się zmienia, koła zainteresowań jeszcze nie funkcjonują. Nawet zajęcia obowiązkowe przepadają, ponieważ nie wszystkie wakaty zostały obsadzone.