Nauczyciele liczą nadliczbówki. Co przeważy? Zasada grubej kreski czy strach dyrektorów?
ZNP przekazał nauczycielom wzór wezwania do zapłaty za pracę w godzinach nadliczbowych. To bardzo przejrzysty formularz, każdy da radę go wypełnić. Na podstawie tego druku pracownik może się nauczyć, jak rzeczowo opisać czynności wykonywane w ramach obowiązków, jak rzetelnie obliczyć czas pracy i kiedy zażądać dodatkowego wynagrodzenia.
Dyrektorzy wiedzą, że niebawem mogą zostać zalani wezwaniami do zapłaty za nadliczbówki, i organizują spotkania z kadrą, aby wybadać nastroje. Różnymi sposobami próbują uciszyć pracowników. Pragnienie liczenia całego czasu pracy, a nie tylko lekcji, ogarnęło nauczycieli po niedawnym orzeczeniu Sądu Najwyższego, który uznał roszczenia anglistki z Gryfic i nakazał pozwanej szkole wypłacić wynagrodzenie za pracę w godzinach nadliczbowych w niebagatelnej kwocie ponad 18 tys. zł. Wraz z odsetkami za 12 lat zwłoki to nieomal dwa razy tyle. Było o co walczyć.
Jeśli nie po dobroci, to po wyroku
Nauczyciele są przekonani, że nie będą musieli czekać tak długo na należne wynagrodzenie; dyrektorzy już wiedzą, że za przekroczenie 40-godzinnego tygodniowego wymiaru czasu pracy szkoła będzie musiała prędzej czy później zapłacić. Jeśli nie po dobroci, to na podstawie wyroku. Orzeczenie SN przyszło w najlepszym czasie z możliwych. Dawniej dyrektor huknąłby na pracowników, żeby sobie wybili z głowy roszczenia o dodatkową zapłatę, temu i owemu zagroziłby nawet zwolnieniem. Teraz jednak, w dobie tysięcy wakatów, musi dbać o dobrą atmosferę w zespole, inaczej sami odejdą.