23 czerwca środowisko edukacyjne, a także komentatorzy wydarzeń na scenie politycznej dostają newsa – ministra Joanna Mucha podaje się do dymisji. W tle – jak udaje się szybko ustalić – losy programu „Szkoła dla wszystkich”, projektowanego z myślą o uczniach i uczennicach z Ukrainy. Kilka godzin później pojawia się komentarz Barbary Nowackiej, utrzymany w tonie „nic się nie stało”, zapewniający o trwałości prac nad programem. Ministra Mucha była zaangażowana w prace nad projektem od wielu miesięcy, była też pierwszą osobą, która publicznie skrytykowała wyborcze strategie sztabu Rafała Trzaskowskiego. Mija kilka dni i nadal nie bardzo wiemy, o co poszło ani co dalej z programem. Pewne jednak jest to, że kolejny raz dzieci stały się zakładnikami decyzji i konfliktów politycznych.
Jak pogodzić wszystkich
Kiedy w 2022 r. polskie szkoły przyjęły ok. 150 tys. dzieci z Ukrainy (3 proc. populacji wszystkich uczniów), system nie był na to gotowy. Nie mieliśmy dość psychologów, przeszkolonych nauczycieli, tłumaczy ani procedur. Społeczności szkolne – jak przy pandemii – szybko i zwinnie, metodą gospodarską, przygotowały swoje struktury, zasady, personel do tego, aby przyjąć dzieci niemówiące po polsku, często z traumą albo otwartą niechęcią do wejścia w obcojęzyczny świat.
Każda szkoła improwizowała, jak umiała najlepiej. W ruch szły translatory, werbowano rodziców mówiących po rosyjsku lub ukraińsku. Dla uczniów, pojawiających się w Polsce często tylko z plecaczkiem, organizowano zbiórki i pomoc, aby mieli tu godny start. Nauczyciele – a jakże, własnym sumptem – organizowali szkolenia antydyskryminacyjne, „dni kultury ukraińskiej”, zapisywali się na kursy języka polskiego jako obcego. Ale wszystkie te działania leciały na paliwie szkolnej spontaniczności, które szybko się wypala.
We wrześniu 2023 r. nie wiedzieliśmy nawet, ilu mamy uczniów z Ukrainy. Systemowo zaczęliśmy te dzieci gubić. O ich los upominało się Centrum Edukacji Obywatelskiej, które jako jedyne było w stanie je policzyć, Forum Migracyjne czy Fundacja Ocalenie. Pierwsze informacje o wsparciu z inicjatywy „Szkoła dla wszystkich” zaczęły się pojawiać w mediach jesienią 2024, wtedy też wszedł w życie obowiązek edukacyjny dla uczniów i uczennic z Ukrainy. Dzieci przestały znikać między systemami szkolnymi polskim i ukraińskim, ale jasne już było, że poszczególne placówki mają dość pracy metodą lotu na drzwiach od stodoły.
Jakie były założenia
„Szkoła dla wszystkich” miała być kompleksowym narzędziem wsparcia uczniów migracyjnych w latach 2024–27 z jasno określonym budżetem (500 mln zł z UE) i strukturą wdrożeniową. Można ponarzekać, że szkoda, że z wyzwaniem różnorodności, która będzie stałym elementem kultury szkoły, nie poradzono sobie w sposób trwały, a jedynie konkursowo tymczasowy, ale jak się nie ma, co się lubi, to trzeba sobie radzić. Środki na ten cel mają pochodzić z Krajowego Planu Odbudowy i unijnych funduszy i muszą być wykorzystane do końca sierpnia 2027 r. Czyli czasu nie jest za wiele, biorąc pod uwagę, że na wszystkie działania muszą być ogłoszone konkursy, a wraz z nimi odpowiednie procedury, regulaminy i wreszcie działania.
Program przewidywał zatrudnienie asystentów międzykulturowych. Asystent w tempie dziecka wprowadza je w świat, który jest dla niego nowy i może przerażać. Nie tylko wspiera w przełamywaniu barier językowych, ale staje się pomostem między nim a nauczycielem, rodziną a szkołą. Pomaga czuć się zauważonym, zrozumianym, bezpiecznym. To nie jest dodatek – to nowy standard, który powinniśmy wdrożyć na stałe. Funkcja asystenta jest od dawna obecna w prawnym ekosystemie szkoły, ale asystentów zawsze brak. Chodzi o to, co zawsze. Brak środków.
Drugi moduł – wsparcie psychologiczno-pedagogiczne – odpowiada na najbardziej palące potrzeby emocjonalne uczniów, ich rodziców i nauczycieli. W systemie, w którym psycholog jest obecny raz w tygodniu, a nauczyciel jest pozostawiony sam sobie z trudnymi emocjami klasy, to mogłaby być dla pedagogów znacząca ulga.
Trzecia część programu miała oferować środki na rozwój zawodowy nauczycieli – szkolenia, kursy, warsztaty. Zamiast dorabianych naprędce webinarów i poradników mielibyśmy możliwość tworzenia w wielu miejscach nowej ścieżki kształcenia, która wzmacniałaby kompetencje wychowawcze, komunikacyjne i międzykulturowe kadry. Praca z uczniami z innych kultur, mówiącymi innymi językami, wymaga nowych standardów pracy; realizacja zadań w programie mogła i może być krokiem w tym kierunku.
Jaka z tego lekcja
„Szkoła dla wszystkich” mogła i nadal może stać się testem naszej systemowej i społecznej dojrzałości, być dowodem, że skłóceni o każdy detal pojawiający się w postach w mediach społecznościowych jesteśmy w stanie przyjąć, wspierać, zrozumieć i zorganizować realne wsparcie dla tych, którzy go potrzebują. 500 mln zł w odniesieniu do 5 mln uczniów i uczennic w polskim systemie to – proporcjonalnie do tego, ile kosztuje edukacja – nie są duże środki. Ale już teraz mogą i powinny stanowić nie wydatek, a inwestycję w system. Ten system musi stać się elastyczny, aby dać sobie radę z kryzysami i coraz lepiej kalibrować się do pracy z uczniami i uczennicami o różnorodnych potrzebach.
Warto też jasno powiedzieć, że taki program nie jest ofertą tylko dla „dzieci z zewnątrz”. Każdy z tych modułów można i trzeba traktować jak rozwiązanie uniwersalne. Asystent międzykulturowy będzie potrzebny również dzieciom z Białorusi, Uzbekistanu, tym, które urodziły się tutaj, ale dorastają w dwujęzycznych rodzinach czy wracają do Polski po latach spędzonych w Wielkiej Brytanii. Pomoc psychologiczna nie dotyczy tylko ofiar wojny – dociera do każdego dziecka, które przeżywa kryzys, i im jej więcej w szkole, tym bardziej podnosi się poziom bezpieczeństwa emocjonalnego wszystkich: nauczycieli, uczniów.
Na razie jednak jesteśmy tam, gdzie wtedy – wszyscy zgadzają się ze sobą i jest nadal tak, jak było.