Nie żyje Pelé. Od kilku tygodni można się było spodziewać, że taka wiadomość nadejdzie. Trafił wtedy do szpitala w złym stanie, a terapia nie dawała wyników. Poruszeni są nie tylko piłkarscy kibice, bo Pelé, czyli Edson Arantes do Nascimento, był znacznie więcej niż genialnym piłkarzem, szczególnie w swojej ojczyźnie Brazylii.
Na podwórku każdy chciał być jak Pelé
W Polsce dla starszych pokoleń był tym, kim później dla wielu był Maradona, a w ostatniej dekadzie Lionel Messi czy Cristiano Ronaldo. Na podwórku każdy chciał być wtedy jak Pelé. Kiwać się jak on, strzelać gole jak on. Podpatrywanie mistrza nie było łatwe, bo szczególnie w pierwszych latach jego kariery telewizor nie był powszechnym sprzętem w naszych domach, a i transmisje, jeśli były, wyglądały trochę inaczej niż dziś. Czytaliśmy o nim w „Przeglądzie Sportowym” czy „Sportowcu”, analizowaliśmy nieliczne fotografie.
W tamtych latach znacznie trudniej było stać się globalną gwiazdą, choćby właśnie z powodu nierozwiniętej jeszcze telewizji. O mediach społecznościowych nikt oczywiście nie słyszał. A jednak Pelé stał się znany na całym świecie.
Był na pewno najsłynniejszym Brazylijczykiem. I tak zostało do dzisiaj. Miał 82 lata, dawno skończył futbolową karierę, a ciągle wzbudzał wielkie zainteresowanie. Na wieść o kolejnym pogorszeniu zdrowia reprezentacja Brazylii podczas ostatnich mistrzostw wspierała swojego wielkiego piłkarza, życzyła mu powrotu do zdrowia. Podobno Pelé obserwował mundial w Katarze ze szpitalnego łóżka. Jeśli to prawda, nie dane było mu patrzeć na triumf rodaków.
Zanim dopadł go nowotwór, miał inne kłopoty ze zdrowiem. W dokumentalnym filmie dostępnym na Netflixie dociera do krzesła na planie, wspierając się o balkonik. Biodra już dawno odmówiły mu posłuszeństwa. A jednak, gdy spotyka się przy stole z kumplami z boiska, widać radość z możliwości powrotu do dawnych czasów.
Pelé – trzykrotny mistrz świata
Od pucybuta do milionera – to zawołanie, które wszędzie pobudza wyobraźnię naiwnych. Tymczasem Pelé zaczynał właśnie w ten sposób. Sam wspominał z uśmiechem, że gdy chciał się wkupić w łaski przyszłego teścia, zaproponował, że wypucuje mu buty. W tym też był świetny.
Uganiał się za piłką (lub czymś, co wtedy ją trochę przypominało) od najmłodszych lat. I to nie było niezwykłe w Brazylii. Niezwykły był talent, na którym poznał się ojciec, który też był piłkarzem. Czarnoskóra, niezwykle uboga rodzina postawiła wszystko na jedną kartę i przeniosła się do Santosu, miasta wkrótce rozsławionego przez piłkarski klub, w którym rozpoczął treningi utalentowany chłopak.
Pelé jest jedynym sportowcem, który mógł o sobie mówić, że jest trzykrotnym mistrzem świata. Każdy tytuł jest ważny, ale ten pierwszy w Szwecji w 1958 r. był najbardziej spektakularny. Nastoletni Brazylijczyk strzelał gole, czarował wrodzoną techniką. Z wielką przyjemnością patrzy się na te popisy nawet dzisiaj. Ten pierwszy puchar Julesa Rimeta miał wielkie znaczenie, bo osiem lat wcześniej Brazylia u siebie przegrała w finale z Urugwajem, pogrążając kraj w prawdziwej żałobie.
Nie jest tajemnicą, że futbol w ojczyźnie Pelégo to dużo, dużo więcej niż sport. Ten i następne tytuły były lekiem na „brazylijski kompleks kundla”. Takie oceny można usłyszeć we wspomnianym dokumencie. Kolejny turniej w Chile zakończył się także mistrzostwem Brazylii, ale udział Pelégo był mniejszy, bo skończył się kontuzją w drugim meczu z Czechosłowacją (która była także przeciwnikiem w finale). W 1966 r. w Anglii było znacznie gorzej. Przeciwnicy polowali na kości najsławniejszego piłkarza świata, niemiłosiernie faulowali. Brazylia nie wyszła nawet z grupy. Pelé chciał skończyć z grą w reprezentacji. Na szczęście tak się nie stało i w 1970 r. w Meksyku podnosił puchar trzeci raz.
Próbowali go wykorzystywać politycy różnych partii, czasami niestety skutecznie. Najwięcej kontrowersji wzbudzało nieodrzucanie zaproszeń od wojskowej dyktatury. Nie musiał deklarować poparcia, wystarczyło, że pozwalał na wspólne fotografie. Dyktatura minęła, do Pelégo nie przylepiła się łatka. W latach 90. XX w. był nawet ministrem sportu.
Będziemy go pamiętać jako kogoś, kto rozbudzał wyobraźnię kibiców na całym świecie w czasach, gdy było to znacznie trudniejsze niż dzisiaj.